O co tak naprawdę toczy się wojna i dlaczego Waszyngton był tak nieustępliwy w kwestii możliwości przystąpienia Ukrainy do NATO, podczas gdy już po dwóch tygodniach wojny prezydent Zełeński ogłosił, że Ukraina będzie optować za neutralną formą państwa?
Z jednej strony, zachodnie elity dominujące politykę i świat finansów w Europie i Ameryce Północnej chcą za wszelką cenę narzucić Rosji ich globalistyczną agendę. Dla większości z nich państwo rosyjskie jest ostatnią przeszkodą na drodze do świata bez granic i państw narodowych. Z drugiej, zasymilowana Rosja oznacza dla tych elit bogaty kraj, którego obfite surowce mogłyby być przez nich eksploatowane. Jest już oczywiste, że wykorzystanie Ukrainy jako prokurenta w manewrze asymilacji Rosji do globalistycznego porządku świata się nie powiedzie. Rzecznicy siłowej integracji Rosji do tak zwanego „liberalnego, międzynarodowego porządku” niestety wciąż nie chcą przyjąć do wiadomości tej rzeczywistości, a ta odmowa uznania rzeczywistości przedłuża wojnę. Neutralność według austriackiego modelu zawsze była dobrym rozwiązaniem dla Ukrainy i wciąż nim pozostaje.
Jaka jest w oczach Rosji czerwona linia odnośnie do uczestnictwa NATO w tej wojnie?
Jakiekolwiek działanie zakładające wykorzystanie powietrznych, lądowych bądź morskich sił NATO w wojnie rosyjsko-ukraińskiej będzie uznane za akt agresji przeciw Rosji. Do działań uznawanych za prowokację należą m.in. strefy zakazu lotów (no fly zone), przekazywanie ukraińskim siłom zbrojnym sprzętu na terytorium NATO (jak MIGi-29), bądź wprowadzenie sił NATO do stref walki. Moskwa nie będzie także tolerować wojny zastępczej prowadzonej przez ukraińską partyzantkę w imieniu Waszyngtonu i NATO. Kraj natowski, który udzielałby schronienia ukraińskim siłom zbrojnym, regularnym bądź partyzanckim, z którego, mogłyby operować przeciw Rosji, stałby się współwojującą stroną w wojnie rosyjsko-ukraińskiej. W końcu, wszelki ruch sił NATO w kierunku granicy rosyjskiej niesie ryzyko eskalacji konfliktu z Moskwą do poziomu nuklearnego.
Jak ocenia Pan możliwość przystąpienia przez zachodnie kraje do tej wojny i co oznaczałoby to dla Polski, gdy idzie o konsekwencje militarne?
Szanse umyślnego wprowadzenia sił zbrojnych NATO do obecnego konfliktu są zerowe. Nie wyklucza to jednak przypadkowego naruszenia granicy rosyjskiej przestrzeni powietrznej, czy przypadkowej przygranicznej wymiany ognia. Podobne wypadki są jednak póki co mało prawdopodobne. Ogół członków NATO nie jest zainteresowany wojną z Rosją o Ukrainę, co skłania do konkluzji, że terytorium NATO nie będzie używane jako platforma wyjściowa ataków na Rosję za pośrednictwem Ukrainy.
Czy w takim razie zachodnie media poruszające możliwość udziału NATO w tej wojnie myślą życzeniowo?
Po raz pierwszy od wielu dekad zachodzi oszałamiający sojusz mediów z lewicowymi elitami rządzącymi większością Europy i Ameryki Północnej. W wyniku tej potęgi wpływu, przekaz medialny jest głęboko antyrosyjski. Biorąc pod uwagę lewicowe inklinacje większości dziennikarzy, już u podstaw zachodzi gotowość kształtowania przekazu informacyjnego w sposób sprzyjający przemianom w zachodnim świecie, które ci dziennikarze skądinąd popierają.
Czy Chiny mają do odegrania znaczącą rolę w tym konflikcie zbrojnym? Czy mogłyby okazać się bardziej skuteczne gdy idzie o stabilizację Wschodniej Europy niż zachodnia dyplomacja, której nie udało się zapobiec wojnie?
Chiny są zainteresowane trwałym pokojem i stabilnością, gdyż są to istotne warunki pomyślności handlowej. Pekin wie, że kapitał ucieka przed konfliktem i poszukuje stabilności. Jeśli Pekin chce prowadzić biznes z Zachodem, potrzebuje rosyjskiego wsparcia w utrzymaniu stabilnej i spokojnej Azji Środkowej. W konsekwencji Pekin uczyni cokolwiek w jego mocy, co ułatwiłoby zakończenie walk w akceptowalny dla wszystkich stron sposób. Pekin jednakże nie będzie wspierał porozumień powojennych, które uderzałyby w jego najważniejszego partnera strategicznego – Moskwę. Oczekiwanie, że Pekin rozwiedzie się z długofalowymi strategicznymi interesami Moskwy, jest głupotą i brakiem rozeznania.
W końcu, o co w tej wojnie gra Izrael?
Izrael zawsze na pierwszym miejscu myśli o własnym przetrwaniu; jest to instynkt, który powinien posiadać każdy naród. Żaden naród nie ma obowiązku popełnienia samobójstwa na rzecz innego narodu, tudzież sojuszu narodów. W przypadku Ukrainy, Izrael uważa, że najlepiej zadba o swój długofalowy interes strategiczny pozostając poza konfliktem, jednakże podtrzymując swe dobre relacje z Moskwą. Dlatego w ostatecznym rozrachunku Izrael stoi bardziej po stronie Moskwy niż Kijowa.
Płk Douglas Macgregor (ur. 1953), doktor z zakresu stosunków międzynarodowych; nominat prezydenta Donalda Trumpa na ambasadora USA w Niemczech oraz były wysoki doradca sekretarza obrony USA. Współdowodził w bitwie pod Easting 73 w 1991 r. w Iraku, największej ostatniej bitwie pancernej XX w. Autor książek poruszających kwestię skutecznej, nowoczesnej armii. Od 2017 r. jest regularnym komentatorem dla amerykańskiej telewizji Fox News.