– Rosja wie doskonale, że jest słabsza w porównaniu do państw natowskich. Tak naprawdę widać, że na froncie ukraińskim brak jest jakichkolwiek sukcesów. Myślę, że wielu dziś przejrzało na oczy, że ta potężna rzekomo armia rosyjska tak naprawdę nie radzi sobie z podstawowymi problemami logistycznymi – a to brakuje paliwa, a to żołnierze kradną kury gdzieś po kurnikach zwykłym Ukraińcom, bo nie mają co zjeść. Więc rozbija się w puch i pył to przekonanie o wielkości rosyjskiej armii. Im bardziej sobie nie radzi, tym bardziej retoryka rośnie. Powinniśmy spokojnie do tego podchodzić. My jesteśmy naprawdę najpotężniejszym sojuszem na świecie – przekonywał Przydacz, odnosząc się do rosyjskiej agresji na Ukrainę.
"Strategiczny sygnał w kierunku Rosji"
Pytany o znaczenie wizyty przywódcy USA w Polsce wiceminister wskazał: – Myślę, że będzie pan prezydent Biden bardzo dużo mówił o wschodniej flance NATO, o wzmocnieniu. Sam był adwokatem wejścia Polski i innych państw do organizacji Paktu Północnoatlantyckiego, do NATO. Jesteśmy w takim historycznym momencie ze względu na to co się dzieje wokół naszych granic, ale też minęło już tyle lat od wejścia Polski do NATO, że jest też czas na przedyskutowanie tej formuły. Do tej pory Polska zawsze zachowywała się bardzo lojalnie, wypełniała swoje obowiązki. W związku z tym też nasze oczekiwania mogą rosnąć. Myślę, że na te oczekiwania będzie prezydent Biden odpowiadał. Natomiast nie spodziewałbym się, że to będą jakieś konkretne liczby, cyfry.
– Sama obecność prezydenta Bidena w tym momencie w Polsce jest takim strategicznym sygnałem w kierunku Rosji, ale w kierunku też innych państw, że sojusznicy będą wzajemnie się wspierać. Obecność amerykańska, ta wojskowa ma także swój wymiar symboliczny – mówił wiceszef MSZ w Polsat News.
Czytaj też:
Prezydent USA dotarł do Warszawy