Realistyczne rozważenie możliwości przyszłych konfliktów zbrojnych wymaga wskazania ich pierwotnych przyczyn, czyli potencjalnych casus belli, i ocenienia prawdopodobieństwa przekucia ich w konflikt zbrojny. Podobne rozpatrywanie jest dziełem rozumu, a nie odczuć, a tym bardziej nierozgrzanych do poziomu wrzenia emocji w związku z toczącą się za naszą granicą wojną. Owszem, nasze wielowiekowe doświadczenie obcowania z Rosją – książęcą, carską, sowiecką – może być w tej refleksji pomocnym atutem, jednak pójście na wojnę nie może być podyktowane zakorzenioną w polskim społeczeństwie rusofobią, nienawiść bowiem, jako jedna z najsilniejszych emocji, przesłania racjonalny osąd sytuacji. Historia pokazuje zresztą, że narody mogą się nawet wzajemnie serdecznie nienawidzić, ich przywódcy jednak, choćby byli i potworami, nie prowadzą między sobą wojen z powodu braku empatii, a dla określonych celów natury politycznej (nienawiść wpływa najwyżej na okrucieństwo danej wojny).
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.