Strony wRealu24.pl i wrealu24.tv zostały zablokowane przez ABW. Oficjalne powody nie są znane ani opinii publicznej, ani właścicielom portalu. Mimo to sprawa nie wzbudziła niemal żadnego zainteresowania opozycji.
Interwencję podjęła jedynie Konfederacja. W środę skierowała interpelację do ministra koordynatora służb specjalnych, a w czwartek przedstawiciele tej formacji zorganizowali w Sejmie konferencję prasową z udziałem Marcina Roli.
Konstytucja zakazuje cenzury prewencyjnej
Ocenzurowanie wRealu24 było jednym z wątków rozmowy Łukasza Karpiela z Łukaszem Warzechą i Witoldem Gadowskim opublikowanej w piątek w telewizji internetowej PCh24. Mowa była m.in. o podstawach prawnych działania ABW.
Katarzyna Dąbrowska, partnerka kancelarii Pietrzak, Sidor & Wspólnicy, powiedziała, że w wypadku blokady serwisu wRealu24 podstawy prawne wynikają z 180 art. Prawa telekomunikacyjnego, który stanowi, że przedsiębiorca telekomunikacyjny jest zobowiązany do niezwłocznego blokowania połączeń lub przekazów informacji, na żądanie uprawnionych podmiotów. Przedsiębiorca telekomunikacyjny musi zastosować się do żądania uprawnionego podmiotu i nie może decydować samodzielnie, czy to zagrożenie faktycznie istnieje.
Łukasz Warzecha przypomniał, że polska konstytucja w art. 54 zakazuje cenzury prewencyjnej. (Wyjątkowo jest dopuszczona w czasie stanu wyjątkowego i stanu wojennego). Zwrócił też uwagę, że wspomniany przepis prawa telekomunikacyjnego obowiązuje już od 18 lat, ale po raz pierwszy zostaje zrealizowany do zastosowania faktycznej cenzury.
Kwestia kontroli sądowej i "uprawnionych podmiotów"
Warzecha nawiązał też do niejasnego sformułowania "uprawnione podmioty". – Na ogół jest tak, że jeśli są jakieś "uprawnione podmioty" to są one wymienione, np. ABW, CBA, policja itd. (…) Przeczytałem parę ekspertyz. Prawnicy piszą, że sam tryb składania takiego wniosku do operatora też nie jest uregulowany. (…) Wreszcie, jest pytanie o to, jak i kto definiuje, czy dana strona zagraża bezpieczeństwu albo porządkowi publicznemu czy nie? – powiedział publicysta "Do Rzeczy".
– Nie ma tu kontroli sądowej. Może być jedynie następcza kontrola w sądzie administracyjnym, ale wiemy, jak jest z decyzjami administracyjnymi. One są wykonywane natychmiast. Strony nie ma, darczyńców nie ma, więc podmiot taki jak np. wRealu24.pl może upaść przez ten czas, a sąd administracyjny może za dwa lata wyda wyrok korzystny dla Marcina Roli. Ale w ten sposób można w praktyce wykończyć każdego.
– Uświadomiłem sobie, jaki to jest mechanizm i jak gigantyczną władzę w sferze tak ważnej, jak wolność słowa, oddaje w praktyce pojedynczym osobom w kierownictwie państwa, które nikomu z niczego nie muszą się tłumaczyć. ABW nawet nie opublikowało listy tych stron, więc to tylko na zasadzie sprawdzenia, niektóre serwisy doszły do tego, kto został zablokowany. (…) Siedzi jeden facet albo dwóch w gabinecie i mogą zniszczyć każdego. Przepraszam, zadam retoryczne pytanie, w jakim państwie my żyjemy? – powiedział Warzecha.
Warzecha: Ludzie myślą dramatycznie plemiennie
W dalszej części wypowiedzi publicysta zwrócił też uwagę, że problemem jest fakt posiadania takiego systemowego instrumentu cenzury w rękach władzy.
– Przygnębia mnie to, że ludzie myślą tak dramatycznie plemiennie, że nie rozumieją, że naprawdę nie jest ważne, kto dostał po głowie. Czy to jest Rola, czy byłoby to "OKO.PRESS", "Gazeta Polska" czy jakikolwiek inny podmiot. Chodzi o to, że władza ma w ręku pewien instrument i ta władza z niego korzysta tak, a następna będzie korzystała przeciwko nim – powiedział, odnosząc się do radości części internautów i mediów z blokady wRealu24.pl.
Czytaj też:
Rola: Tam, gdzie nie ma wolności słowa, tam zaczyna się totalitaryzmCzytaj też:
Strony wRealu24 zablokowane. Rola: "Na mieście" chodzą słuchy, że to zemsta