DoRzeczy.pl: Podczas szczytu NATO prezydent Joe Biden poinformował, że Stany Zjednoczone zwiększą swoją obecność w Europie. Na wschodniej flance ma pojawić się dodatkowo 20 tys. Żołnierzy. Czy to dobra wiadomość?
Gen. Roman Polko: Szczyt przynosi nam dobre wiadomości. Po pierwsze, Turcja postawiła solidarność z NATO ponad własne uprzedzenia, czy wręcz interesy i myśli o poczuciu bezpieczeństwa i jedności Sojuszu. NATO przypomniało sobie o swoich źródłach, a dokładniej trzeba podkreślić, że Amerykanie jako przywództwo NATO podejmują dobre decyzje. Tworzą dowództwo korpusu, które podobnie jak kiedyś w Niemczech, będzie od teraz w Polsce już stałe. Do tego mamy 300 tys. wojsk, nową koncepcję strategiczną, dlatego trzeba powiedzieć, że jest to bez wątpienia szczyt historyczny.
Pamiętam, jak na początku roku mówiliśmy, że NATO mało robi. Na szczęście to się chyba zmieniło?
Tak, wówczas mieliśmy do czynienia z papierowym tygrysem. Dobrze, że z tego stanu Sojusz zmienia się w organizację, która rozumie współczesne zagrożenia i potrafi podejmować odważne i ważne decyzje.
Czy plany NATO ostudzą zapędy Rosjan, czy może jeszcze bardziej rozwścieczą?
Myślę, że kluczowym osiągnięciem ostatnich tygodni, a także szczytu NATO jest fakt, że kraje Sojuszu przestały się oglądać na Rosję, pozwalać grać sobie na nosie i dawać dyktować sobie warunki przez Putina. Nikogo na tym szczycie nie obchodzi, co Rosja będzie robiła. To kraj, który kłamie i lawiruje, a przewodzi nim bandyta nie mający skrupułów. Człowiek wysyłający żołnierzy na front jak mięso armatnie, atakujący cywilów, bombardujący cywilne obiekty. Dziś jest jak w czasach stalinizmu, a działanie te dyskredytują Putina, który oczywiście próbuje zastraszać, ale Zachód wreszcie zrozumiał, że strach to najgorszy doradca. Gdyby Zachód zareagował w ten sposób w 2008 roku, gdy dokonano ataku na Gruzję, czy w 2014 roku przy ataku na Ukrainę, ten wrzód nie napęczniałby tak bardzo. Dlatego tak ważnym jest, żeby nie pozwolić Putinowi na zamrożenie konfliktu, bowiem jeśli tak się stanie, wojna wróci tylko w jeszcze większym wymiarze.
Wojskowi stratedzy państw Zachodu ostrzegają, że jeśli Rosja zdecydowałaby się na rozszerzenie konfliktu na Ukrainie, pierwszym celem Moskwy stałoby się obszar na granicy Polski i Litwy. Chodzi o tzw. przesmyk suwalski. Czy to może być faktycznie zagrożenie?
To żadne odkrycie, ten obszar już dawno został zdefiniowany jako miejsce potencjalnego ataku. Oczywiście jest w tym dużo przesady. Bardziej niż o przesmyk suwalski, martwiłbym się o Łotwę, która ma premiera równie skorumpowanego, jak Gerhard Schröder. Wystarczy popatrzeć, jak silna jest mniejszość rosyjska na Łotwie, Litwie, czy Estonii, żeby uznać, że te kraję są o dużym poziomie zagrożenia.
Serwis „Politico” przesmyk suwalski za najbardziej niebezpieczne miejsce na świecie.
Naprawdę nie przeceniałbym tego rejonu. Nawet, jeśli Rosja będzie chciała się połączyć z Obwodem Kaliningradzkim, to Putin nie będzie uderzał w Polskę, tylko w kraje, w których łatwiej mu będzie zyskiwać V kolumnę. Dlatego bardzo ważne jest, żeby sojusz NATO w porę reagował i zwłaszcza tam wzmocnił swoją obecność, tak aby mieszkańcy tamtych regionów mogli czuć się bezpiecznie.
Czytaj też:
Atak na centrum handlowe w Krzemieńczuku. Jest komentarz papieża FranciszkaCzytaj też:
Zełenski na szczycie NATO: Stoimy przed wyborem
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.