Życie na terenach okupowanych szczegółowo opisuje m.in. Lidia Chaustowa z lokalnego portalu Strona miasta Słowiańsk 6262. – Nie ma zasięgu, Internetu. Światło czasem się pojawia […]. Nawet jak włączają światło, po dwóch czy trzech godzinach znika. Zniszczone są wszystkie słupy telegraficzne – opowiadał kilka dni temu mer Iziumu Walerij Marczenko na antenie ukraińskiego Radia Charków. Okupanci chodzą ponoć po ulicach i w nieoficjalnych rozmowach sugerują mieszkańcom, żeby poprosili armię rosyjską o „wyzwolenie” pobliskiego Kramatorska, skąd przed wojną Izium czerpał gaz, ponieważ aktualnie gazu w mieście brak. Centralne ogrzewanie przestało działać w marcu, po czym jeszcze zdarzały się 15-stopniowe mrozy. Jeśli sytuacja się nie zmieni, to w najbliższym sezonie grzewczym mieszkańcy będą zamarzać.
Na masową ewakuację nie zezwalają władze okupacyjne. Marczenko twierdzi, że Rosjanie sami ostrzeliwują Izium, po czym próbują przekonać mieszkańców, iż to „ukraińscy nacjonaliści bombardują”. Z kolei sytuację w zajętym pod koniec maja Łymanie (obwód doniecki) opisują miejscowi za pośrednictwem komunikatora Telegram. W mieście brakuje żywności. Ta, którą okupanci przywożą do ocalałych sklepów, jest tak droga, że nikogo nie stać na zakupy.
POMOC NA POKAZ
Rosjanie rozdają, co prawda, pomoc humanitarną, ale tylko na pokaz, przed oczami kamer telewizyjnych, żeby wykreować potrzebny obraz propagandowy. Gdy media znikają, znika też „humanitarka”. Mieszkańcy teoretycznie mogą liczyć na pomoc w odbudowie domów. W praktyce – jedynie na przydział desek do zabicia powybijanych szyb w oknach. Jak opisuje jedna z użytkowniczek Telegramu, nawet ci, którzy czekali na przyjście „raszystowskiego świata”, zaczynają mieć już dosyć braku wody, gazu i prądu. „Ale są tacy idioci, którzy mówią, że trzeba być cierpliwym” – dodaje.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.