Pod koniec sierpnia br. w Paryżu szef polskiego rządu zaproponował "zamrożenie" cen ETS na poziomie 30 euro na dwa lata. Jednak szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen stwierdziła wówczas, że Unia Europejska potrzebuje systemu handlu emisjami, żeby zmniejszać emisje dwutlenku węgla. Polska chce, żeby cena energii była korelowana z cenami produkcji.
Konieczna reforma ETS
Polska konsekwentnie domaga się reformy systemu ETS wskazując, że jest on po części odpowiedzialny za wzrost cen energii w Europie. Europoseł PiS Anna Zalewska komentowała w poniedziałek możliwość dokonania reformy tego mechanizmu. Jak wskazała, zadecydują to tym zachodnie społeczeństwa, bo to w nie kryzys może uderzyć ze szczególną siłą.
– Myślę, że o realności tej reformy będą decydować obywatele, którzy zaraz nie wytrzymają. Ceny energii i gazu, i nie mówię o Polsce, a o Francji i Niemczech, w sposób absolutnie niekontrolowany szybują w górę – powiedziała na antenie Polskiego Radia 24.
Mocne słowa Zalewskiej
Europoseł nie szczędziła ostrych słów opisując sam system ETS. Jak stwierdziła, napędza on całą politykę Unii Europejskiej i dodała, że "wszystkie pieniądze oparte są na nim". Dalej polityk użyła bardzo mocnego porównania.
– To taka piramida finansowa zakładająca kanibalizm energetyczny. To znaczy, że jedna energia płaci i dotuje drugą, która nie może istnieć sama, bo musi być utrzymywana przy tej konwencjonalnej – powiedziała i dodała: "To pokazuje absurd tej konstrukcji, ale tak jak powiedziałam, wszystko jest podporządkowane ETSowi i wszystko nakręca cenę energii".
Na koniec europoseł ostrzegła, że jeżeli państwa członkowskie nie zwieszą systemu i nie zmienią dyrektywy, to "naprawdę bardzo trudno będzie ustabilizować ceny" energii.
Czytaj też:
Dziennikarz TVN24 do Zalewskiej: Ostatnie ostrzeżenie. Nie zaproszę już paniCzytaj też:
Zalewska: Unia powinna absolutnie zresetować swoją politykę energetyczną