Trwające od trzech dni protesty na ulicach chińskich miast rozpoczęły się po tym, jak 10 osób zginęło w pożarze w Urumczi, stolicy zachodniego regionu Sinciang, za co protestujący obwiniają przedłużającą się blokadę covidovą nałożoną przez władze w Pekinie.
W niedzielny wieczór tylko w Szanghaju zebrały się setki osób, trzymając w rękach białe kartki papieru jako wyraz sprzeciwu wobec cenzury. Doszło do starć z policją. Pobity i zatrzymany został relacjonujący wydarzenia dziennikarz BBC. Zakuto go w kajdanki i przetrzymywano przez kilka godzin.
Duże protesty w Chinach
Protestujący, w tym studenci, wyszli również na ulice Wuhan i Chengdu, wzywając prezydenta Xi Jinpinga i Partię Komunistyczną do ustąpienia. "Nie chcemy masek, chcemy wolności! Nie chcemy testów na COVID, chcemy wolności!" – skandowali. Według doniesień medialnych, w Wuhan demonstranci sforsowali metalowe barykady i przewracali namioty, gdzie przeprowadzane są testy na koronawirusa.
– Ostatnie trzy dekady w Chinach to był pewien konsensus społeczny polegający na tym, że nie protestujemy, nie formujemy żadnych żądań politycznych, ale możemy się bogacić. Natomiast Xi Jinping ogłosił właśnie, że rozpoczyna się nowa era i że w niej najważniejsze będzie bezpieczeństwo, a nie gospodarka – skomentował w poniedziałek na antenie radia RMF FM Radosław Pyffel.
Ekspert: Coraz większy chaos
Zdaniem eksperta, polityka "zero COVID" była krytykowana w Chinach od dłuższego czasu, bowiem "wzbudziła wiele kontrowersji wśród przedstawicieli władz czy bogacącej się klasy średniej, która nie może teraz za bardzo wyjeżdżać za granicę". Według socjologa, działania chińskich władz państwowych zaczynają "powodować coraz większy chaos".
– Sądzę, że te protesty w jakiś sposób zostaną zakończone, a później władze zgodzą się na rozluźnienie restrykcji covidowych – stwierdził Pyffel.
Czytaj też:
Chiny wytyczyły czerwoną linię w stosunkach z USA. "Nie wolno jej przekraczać"Czytaj też:
Spięcie Watykanu z Chinami. Złamano porozumienie