Ci pierwsi odwołują się do nauczania przedsoborowego, a ponadto – częściowo – do Jana Pawła II i Benedykta XVI; odrzucają projekt budowania nowego Kościoła otwartego na „ducha świata”. Drudzy chcą „iść naprzód”, a różnią się tylko co do postulowanego tempa. Niektórzy wolą pędzić i od razu wprowadzać do Kościoła np. ideologię LGBTQ+, inni wolą czynić to krok po kroku, mniej zauważalnie… W ostatnich latach wyrosła jednak jeszcze trzecia grupa. To nowi charyzmatycy, którzy deklarują brak zainteresowania „politycznymi” waśniami
Ruch charyzmatyczny (zwany też pentekostalnym lub zielonoświątkowym) do niedawna kojarzył się głównie z obiema Amerykami, ale to już przeszłość. Jest obecny na coraz większą skalę również w Polsce – i cieszy się rosnącym poparciem biskupów. Problem w tym, że rozwiązanie kryzysu, które oferują chrześcijanie charyzmatyczni, jest tylko pozorne. Funkcjonalnie są sojusznikami sił rewolucyjnych.
O charyzmatykach zrobiło się głośno w połowie października, podczas wizyty ich polskiej delegacji u samego papieża Franciszka. Nie byli to wyłączne katolicy. W przypadku środowisk zielonoświątkowych często trudno jest mówić o sztywnej przynależności eklezjalnej. Część charyzmatyków to formalnie członkowie Kościoła, część należy do wspólnot protestanckich; wszyscy praktykują jednak podobną, bardzo specyficzną duchowość, czyniąc w praktyce rozróżnienia na katolicyzm i protestantyzm tyle niemożliwymi, ile po prostu… wtórnymi. W ocenie samych charyzmatyków to ogromna zaleta, bo podkreśla „ekumeniczny wymiar” ich przeżywania chrześcijaństwa, co miałoby być zgodne z wolą ojców Soboru Watykańskiego II. Według krytyków mamy do czynienia raczej ze swoistym synkretyzmem „ekumenicznym” i rozmywaniem własnej tożsamości. Z perspektywy zarówno nauki katolickiej, jak i wykładni „tradycyjnego” protestantyzmu jest to poważny problem. Zwłaszcza w Kościele katolickim: czym innym jest ograniczona współpraca z protestantami, np. w obronie życia ludzkiego, a czym innym jest nieustanne „mieszanie się” na nabożeństwach i przekreślanie jakichkolwiek różnic. Chodzi w końcu nie o drugorzędne sprawy, ale o ortodoksję i herezję, o zbawienie i potępienie…