Ks. Kępa: Apostazja jest "autostradą" do piekła

Ks. Kępa: Apostazja jest "autostradą" do piekła

Dodano: 
Chrześcijaństwo. Zdjęcie ilustracyjne
Chrześcijaństwo. Zdjęcie ilustracyjne Źródło: PAP / fot. MARTIN DIVISEK
Dramat polega na tym, że w jakiejkolwiek kondycji duchowej nie znajdowałby się Kościół, jedynie jemu Jezus zapewnił, że "bramy piekielne go nie przemogą". A więc, nawet jeśli ta "barka" Kościoła jest już mocno zardzewiała i wydaje się, że tonie, to jednak nigdy nie zatonie, kierują nią bowiem Bóg – tłumaczy ks. dr Sebastian Kępa.

DoRzeczy.pl: Rozmawiamy w okresie świąteczny, najpierw Adwentu, a później radości z Bożego Narodzenia, jednak w przekazie medialnym, w przestrzeni publicznej – także wśród osób wierzących – widać pogłębiające się "oddzielanie" świąt od wiary. Z czego to wynika?

Ks. dr Sebastian Kępa: Coraz częściej współcześni katolicy przeżywają święta Bożego Narodzenia "po laicku". Fakt narodzin Jezusa Chrystusa, czyli przyjęcia ludzkiej natury przez Syna Bożego, jest przez nich niemal pomijany albo zupełnie zmarginalizowany. Świętowanie w ich wydaniu, jest wyprane z istotnych treści bożonarodzeniowych, a przecież nie ma i nie może być religijnego przeżywania świąt Bożego Narodzenia bez duchowego przygotowania. W rzeczywistości tylko część wiernych uczestniczy w rekolekcjach parafialnych, korzysta z sakramentu pokuty i pojednania, by zasiąść przy wigilijnym stole w stanie łaski uświęcającej.

Gromadzenie się przy stole staje się wówczas co najwyżej "imprezą” o charakterze towarzysko–kulinarnym, niczym więcej: konsumpcją, rozdawaniem prezentów, miłym spędzaniem czasu w gronie rodziny czy znajomych. Korzystając z mediów laickich odnosi się wrażenie, że istota świąt sprowadza się do rytuału rozdawania prezentów i do spożywania potraw. To straszliwe zubożenie, wręcz wypranie z istotnej treści wejścia Boga w świat ludzi przez tajemnicę inkarnacji (wcielenia) Syna Bożego.

Niewierzący "przejmują" Boże Narodzenie?

Z przerażeniem obserwuję jak kultura ezoteryczna zawłaszcza teren wymiaru sakralnego. Coraz częściej słyszy się o... magii świąt. Misterium Bożego Narodzenia zostaje zastąpione "magią świąt". Używanie słowa "magia" czy "magiczny" do świąt o charakterze religijnym, konkretnie katolickim jest bluźniercze, a więc haniebne!

Trudno o działanie bardziej przewrotne i zakłamane! Świadczy to o zatrważającej ignorancji religijnej. Magia to wyłączne oddziaływanie Szatana i innych demonów na człowieka, aby oderwać go od Boga, zniewolić i doprowadzić do potępienia wiecznego. Słowo "magiczny" oznacza bowiem w swym istotnym znaczeni: "demoniczny", "diabelski". Zatem "magia świąt" oznacza ich demonizację: miejsce Boga zajmuje Szatan! Przewrotność nieskończona. Magia świąt nie nic wspólnego ze świętami Bożego Narodzenia. Magia świąt to ich karykatura, najohydniejsza profanacja!

Laicyzacja Bożego Narodzenia to symbol kryzysu w Kościele?

Nie ulega wątpliwości, że jest to kryzys Kościoła, ale nie tylko tego, który odnosi się do wymiaru hierarchicznego. To przede wszystkim kryzys laikatu, wiary poszczególnych ludzi. Pandemia i skrajnie przesadne obawy wielu osób przed zakażeniem doprowadziły do tego, że ludzie przestali uczęszczać do kościoła i teraz jak na dłoni widać tego konsekwencje. Ponadto brakuje kapłanów, którzy odwiedzaliby wiernych "po kolędzie".

Trwa zmasowana, zajadła medialna nagonka na Kościół – szczególnie w internecie, z którego wiedzę czerpią głównie ludzie młodzi. Znaczna część tego przekazu dotyczy księży, ale materiały te są niemal wyłącznie negatywne, dyfamacyjne.

Prawdą jest jednak, że część zarzutów wobec Kościoła jest zasadna.

Postrzeganie Kościoła wyłącznie przez pryzmat Judasza staje się tendencyjne, maksymalnie zmanipulowane, a więc po prostu nieprawdziwe. Nie chodzi o to, by pominąć Judasza i jego postawę zdrady Jezusa – przykryć rzeczywistość grzechu. Nie wolno bowiem żyć w kłamstwie i obłudzie. Ale tym bardziej nie wolno w odniesieniu do Kościoła pomijać obecności i postawy pozostałych Apostołów. Oddali oni życie za Chrystusa ponosząc śmierć męczeńską, z wyjątkiem Apostoła Jana, który u kresu swego życia znosił prześladowanie za wiarę, będąc zesłanym na wyspę Patmos.

Oceniając Kościół nie powinno się powoływać tylko na postawę niewiernego ucznia Judasza, pomijając godną pochwały postawę pozostałych Apostołów po zmartwychwstaniu Chrystusa. Pominięcie ofiarnej służby aż do oddania życia pozostałych Apostołów oznaczałoby nie tylko zniekształcenie, ale wręcz wypaczenie prawdy o Kościele. A taką metodą manipulacji w przedstawianiu Kościoła posługują się niemal wszystkie media o charakterze liberalnym i lewicowym!

Czy ożywiona dyskusja o odchodzeniu z Kościoła jest przejawem kryzysu Kościoła i odcinania się od wiary? Apostazja stała się modą, sposobem na popularność, czy przejawem głębszego problemu we wspólnocie Kościoła?

Myślę, że odchodzenie od Kościoła jest spowodowane z jednej strony kryzysem Kościoła hierarchicznego – brakiem troski o strzeżenie depozytu wiary – nachalną protestantyzacją, nadużyciami seksualnymi ze strony duchownych, a z drugiej strony zmasowanym, zaprogramowanym atakiem na Kościół, ze strony środowisk liberalnych i lewicowych, z wykorzystaniem wszelkich środków o charakterze politycznym, medialnym i kulturowym.

Jeśli ktoś korzysta wyłącznie z internetu, szukając informacji o Kościele katolickim, to będzie miał jego skrajnie negatywny obraz. Bo media, a szczególnie internet, są zdominowane przez środowiska liberalne i lewicowe, wrogie Kościołowi. Niestety, mało ludzi korzysta z blogów katolickich, z których jest ukazywany zupełnie inny wymiar Kościoła.

Ale to nie jest tylko kwestia internetu. Niedawno prowadziłem rekolekcje w jednej z parafii w Warszawie. Po Mszy Świętej, jedna z uczestniczek rekolekcji przyniosła mi ulotkę, którą ktoś wrzucił do skrzynki pocztowej w jej bloku. Wyglądało to jak ulotka sekty, w której ukazuje się Kościół katolicki w najczarniejszych barwach, w sposób tendencyjny. Przedstawia się duchownych jako najpotworniejszych kryminalistów, niemal mafię przestępczą, wykazując, że uwolnienie się z więzów tej instytucji przez akt apostazji jest jedynym rozsądnym rozwiązaniem, wręcz koniecznością.

Wydaje się, że takie działania to reakcja na błędy duchownych.

Nie chodzi o to, aby zakłamywać rzeczywistość i niewygodne fakty z życia ludzi Kościoła (duchownych i świeckich) – mówiąc kolokwialnie – "zamiatać pod dywan". Nie powinno się bowiem żyć w kłamstwie i obłudzie. Trzeba żyć w prawdzie. A prawda jest taka, że Kościół to rzeczywistość bosko – ludzka.

W wymiarze boskim Kościół jest absolutnie święty i doskonały, natomiast w wymiarze ludzkim Kościół jest zróżnicowany: święty i grzeszny zarazem. Jest taki, jacy są ludzie pod względem moralnym, a więc dobrzy i źli. Problem polega na tym, że odrzucając Kościół z powodu ludzkich niedoskonałości niektórych jest przedstawicieli, zarazem odrzuca się Boga i Jego zbawienie wieczne. Bo Bóg zbawia w Kościele i poprzez Kościół, który od Niego pochodzi – założył go Chrystus. Kościół jest bowiem przedłużeniem zbawczego działania Chrystusa w czasie i przestrzeni, jest "płaszczyzną" zbawienia.

Odchodząc od Kościoła szkodzimy więc przede wszystkim sobie?

Tak krańcowo destrukcyjne działanie można, w wymiarze czysto ziemskim i doczesnym, porównać do sytuacji rezygnacji z przewodnika, map, ubrania, sprzętu do wspinaczki, jedzenia, napojów i ewentualnie koniecznych leków przez kogoś, kto pierwszy raz udaje się w góry, aby zdobyć najwyższe szczyty w porze zimowej. Czy dotrze do celu? Naiwne nadzieje...

Człowiek mądry życiowo to ten, kto troszczy się o to, co jest dla niego dobre i korzystne. Nieskończenie najwyższym dobrem, przewyższającym wszelkie dobra tego świata jest Bóg i wieczna wspólnota z Nim, określana jako zbawienie wieczna albo niebo. Trzeba być nieskończonym głupcem, aby przez akt apostazji pozbawiać się Boga i koniecznych do zbawienia wiecznego środków, jakimi są Kościół i sprawowane w nim sakramenty święte. To niemal tak, jak gdyby ktoś podpisał pakt z przeklętym Lucyferem, oddając mu swą duszę.

Szokuje mnie i negatywnie zadziwia fakt manifestacji swej niebotycznej głupoty aktu apostazji w mediach przez wielu celebrytów. Czy ktoś normalny chwaliłby się przed światem, że poderżnął sobie gardło, wyłupał oko albo wypił truciznę? O ile by przeżył, to stałby się obiektem drwin, albo wszyscy by mu współczuli, uważając go za człowieka niezrównoważonego psychicznie. A przecież odrzucenie Boga i zbawienia wiecznego przez akt apostazji jest – w wymiarze duchowym – czynem nieskończenie bardziej destrukcyjnym, niż najgorsze okaleczenie własnego ciała. Zupełnie nie rozumiem: czym się tu można przechwalać.

Niedawno na łamach tygodnika "Do Rzeczy" Paweł Chmielewski analizując temat apostazji, wskazywał, że nie wszyscy, którzy o niej mówią, którzy deklarują "odejście" z Kościoła, faktycznie są apostatami. Często są to heretycy, którzy nie porzucają wiary chrześcijańskiej, ale odrzucają jakąś część nauczania Kościoła. Dlaczego w takiej sytuacji nie dochodzi do dialogu między Kościołem a wiernymi?

Misja nauczania Kościoła w wymiarze teologicznym i moralnym pochodzi od Boga. Z tego powodu nie może ono podlegać żadnej zmianie. Bóg jest absolutnie doskonały i święty, nieomylny! A zatem zmiana jest nauki miałaby charakter impertynencki i bluźnierczy. Bóg się nie myli. Jest samą prawdą i przekazuje wyłącznie prawdę, a zadaniem wiernych jest jedynie poznanie i wierne wypełnianie Jego woli. Inna opcja jest absolutnie nie do przyjęcia, powodowałaby bowiem odejście od Boga, zerwanie z Nim wspólnoty.

Tymczasem wiele osób próbuje tworzyć swój własny kościół, oparty wyłącznie na własnych zasadach, tzn. w istocie rzeczy tworzy własną pseudoreligijkę, sektę, w której sam ustanawiam się bogiem i służę wyłącznie sobie. W tej pseudoreligijce, jednoosobowym "kościele", ustanawiam własną "doktrynę, liturgię i systemem moralny". Ale ten dziwaczny twór nie ma absolutnie nic wspólnego z prawdziwym Bogiem, z prawdziwym Kościołem i z prawdziwą wiarą katolicką.

Niepoważne jest zatem wybiórcze traktowanie nauczania Kościoła. Ludzie nie mogą sobie "od tak, jak gdyby nic" zmieniać doktryny Kościoła, wybierać z jego nauczania cokolwiek im się spodoba i – stańmy w prawdzie – dogadza ich zmysłom, korzyściom. Nikt nie może dowolnie, wedle własnego widzimisię, kaprysów i fanaberii zmieniać nauczania Kościoła. Byłoby to działanie anarchistyczne i prosekciarskie.

A tej rozmowy nie chcą sami wierni, którzy deklarują, że nie odrzucają wiary, "tylko" Kościół?

W swoim życiu posługiwałem już w wielu parafiach i wiem z własnego doświadczenia, że najbardziej krytykują księży te osoby, które nie mają żadnego związku z parafią, z Kościołem. Ani w wymiarze kultycznym (praktyki religijne) ani społecznym. Najczęściej są to ludzie niepraktykujący, żyjący w związkach niesakramentalnych, konkubinatach, pozostający na bakier z moralnością chrześcijańską, będący na peryferiach Kościoła lub wprost poza nim, ze względów głównie politycznych. Ich niechęć do Kościoła wynika przede wszystkim z medialnej nagonki na Kościół.

Proszę spojrzeć na to, kto domaga się zniesienia celibatu w Kościele? Najczęściej są to ludzie, którzy nie mają nic wspólnego z życiem kapłańskim czy zakonnym. Jeśli ktoś ma prawdziwe powołanie do kapłaństwa czy zakonu, ten nigdy nie potępi celibatu, pomimo wielkich, niejednokrotnie heroicznych ofiar, jakie musi ponieść, by je zachować. Bo wie, że celibat jest "certyfikatem", autentycznej przynależności do Boga, darem. W ten sposób najpełniej można służyć Bogu, którego się kocha.

Nie inaczej jest odnośnie do apostazji, ludzie, którzy nie mają nic wspólnego z moralnością chrześcijańską, z nauczaniem Kościoła, bezpardonowo go atakują. Przede wszystkim dlatego, że Kościół ze swoim etosem jest dla nich wyrzutem sumienia. Dla ludzi żyjących niemoralnie, dobro i prawda Boża jest rażąca, kłuje w oczy.

Dlatego za wszelką cenę szuka się haków na Kościół, by go zdyskredytować, podważyć jego kompetencje, a zarazem usprawiedliwić swoją przeklętą bezbożność i niemoralność, uwolnić się od wyrzutów sumienia. Takie są mechanizmy psychologicznej samoobrony. Są to jednak daremne i żałosne podrygi. Nigdy człowiek bezbożny, bez pomocy Boga nie uwolni się od grzechów i wyrzutów sumienia. Może je na pewien czas zagłuszyć, ale nigdy ich nie zdoła zniszczyć.

Co dokładnie oznacza apostazja dla tych, którzy decydują się odejść z Kościoła?

Chrystus nie narodził się po cichu, prywatnie, nie umarł na krzyżu prywatnie. Po swoim zmartwychwstaniu powiedział do swoich uczniów, Apostołów: "Idźcie i nauczajcie wszystkie narody…". Nauczajcie publicznie, a nie prywatnie, indywidualnie, na ucho. Bóg kontynuuje swoje zbawcze działanie w Kościele i przez Kościół. Nikt z ludzi nie zbawi się sam. Ostatecznie to Bóg zbawia, a ten posługuje się w tym dziele ludźmi, Kościołem.

Dlatego odrzucenie Kościoła i decyzja o apostazji, to tragiczna decyzja odrzucenia Boga i łaski Jego zbawienia. W tym sensie apostazja jest "autostradą" do piekła!

Nie ma zbawienia bez Kościoła?

Konieczność Kościoła, kapłana do odnalezienia Boga i osiągnięcia zbawienia wiecznego można w pewien sposób zobrazować patrząc na rolę służby zdrowia w ratowaniu od śmierci i przywracaniu do zdrowia. W nieskomplikowanych niedomaganiach człowiek może sobie poradzić za pomocą domowych środków, bez lekarzy. Wystarczy, że zdobędzie wymaganą wiedzę z książek medycznych, bądź z porad internetowych. Ale jeśli sprawa jest poważniejsza, wymaga wykwalifikowanego personelu medycznego, specjalistycznego supernowoczesnego sprzętu medycznego, wiedzy. Nikt nie poradzi sobie sam. To lekarz ma kompetencje, wiedzę medyczną, prawo do wykonywania zawodu i może sprowadzić lub zapisać medykamenty wszelkiego rodzaju. Nietrudno sobie wyobrazić konieczność pomocy lekarskiej wskutek poważnego wypadku.

Podobnie jest w Kościele i z Kościołem, z tym, że boskich "lekarstw", czyli sakramentów świętych, nikt poza Kościołem dostarczyć nie może. I jedynie kapłani są kompetentni, aby ich udzielać.

Nie istnieje więc wiara bez Kościoła?

Wiara? Ale jaka wiara? Każdy może wierzyć w co chce. Heretycy też wierzą. Sekciarze też wierzą. Niewierzący też wierzą. Wierzą, że….. Boga nie ma, bo nie mogą tego udowodnić. A właściwie udają, że nie wierzą, by folgować grzechowi! Wierzącym można być. Człowiek może wierzyć we wszystko, co tylko zechce. Ale tu nie chodzi o to, by w coś czy w kogoś wierzyć, by być jakoś "wierzącym".

Wiara musi mieć ściśle określony cel! Prawdziwa wiara zawsze prowadzi do Boga i wiecznej wspólnoty z Nim, czyli do zbawienia wiecznego. Jeśli jest inaczej, to jest totalnie pozbawiona sensu, prowadzi na manowce. Prawdziwej wiary, prowadzącej do prawdziwego Boga i do prawdziwego zbawienia wiecznego nie sposób wzbudzić i rozwijać bez Kościoła i życia sakramentalnego. Ci, którzy wierzą po swojemu, bez Kościoła, są jak pusta łuska po naboju, jak droga, która "urywa się" w polu, wiedzie donikąd. Po co komu taka "wiara" – sprywatyzowana, pusta i fałszywa. To nie jest droga, którą wyznaczył Bóg. Jeżeli człowiek odrzuca środki oferowane przez Boga, to w oczywisty sposób naraża się na potępienie wieczne.

Z drugiej strony, jak widzi ksiądz winę Kościoła w tym, że rośnie "zainteresowanie" apostazją?

Jak mówiłem, nie da się ukryć, że Kościół w znaczeniu hierarchii z pewnością ponosi winę za apostazję wielu wiernych, przez liberalizm, modernizm, protestantyzację i nadużycia seksualne. Bo chociaż w wymiarze boskim Kościół jest święty i doskonały, to w wymiarze ludzkim już nie. Grzechy ludzi Kościoła sprawiają, że część osób odwraca się od Kościoła.

Dramat całej tej sytuacji polega na tym, że w jakiejkolwiek kondycji duchowej nie znajdowałby się Kościół, jedynie jemu Jezus zapewnił, że "bramy piekielne go nie przemogą". A więc, nawet jeśli ta "barka" Kościoła jest już mocno zardzewiała, i wlewa się do niej woda, wydaje się, że tonie i niebawem znajdzie się na dnie, to jednak nigdy nie zatonie, kierują nią bowiem Bóg. Bóg niezwyciężalny, zmartwychwstały Chrystus, w mocy Ducha Świętego. I na pewno dopłynie do przystani zbawienia wiecznego, osiągając swój cel.

Ale ludzie nie wiedzą o tym, albo raczej udają, że nie wiedzą i odrzucają Kościół na własną zgubę eschatologicznego potępienia wiecznego. Jeśli nie powrócą do Kościoła, to zapłacą za to najwyższą cenę: nie zobaczą już nigdy Boga.

Czytaj też:
Abp Szewczuk: Szczególnie dziękuję Kościołowi w Polsce
Czytaj też:
Synodalność to upolitycznienie Kościoła

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także