Wystąpienie Joe Bidena w Arkadach Kubickiego było dla mnie prawdziwą próbą nerwów. Amerykański prezydent, występujący w nieco odpustowej scenerii (wśród zagranych przed jego przemówieniem melodii był, co zabawne, motyw znany z „Latającego cyrku Monty Pythona”), częstował nas kolejnymi banałami, gotowcami wziętymi z książki „Szablony wystąpień dla prezydenta USA, wydanie dziesiąte”, a ja czekałem cały czas na bombę. Oczywiście niedosłownie, nie jesteśmy jeszcze szczęśliwie na tym etapie i obyśmy nigdy nie byli. Czekałem na ogłoszenie czegoś, co będzie fundamentem i uzasadnieniem tego wystąpienia. Im dłużej ono trwało, tym bardziej nerwowe było oczekiwanie. A tu nagle pan prezydent Biden powiedział: „Niech Bóg błogosławi naszych żołnierzy, niech błogosławi USA i Polskę” – i to już był koniec. Bomby nie było.
W sieci krąży krótkie nagranie wychodzącego z ogrodów zamkowych Jarosława Kaczyńskiego, który zwracając się najprawdopodobniej do Jana Krzysztofa Bieleckiego, powiada: „Nic nie powiedział”. Nie ma oczywiście pewności, czy był to komentarz prezesa PiS właśnie do wystąpienia Joe Bidena, ale pasowałby idealnie. Wystąpienie, które z typowym dla naszych mediów i polityków zadęciem było zapowiadane jako „historyczne”, okazało się złożone niemal wyłącznie z frazesów i banałów.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.