Przy czym, jak we wszystkich innych tego rodzaju tekstach, dziennikarze nie zastanawiają się nad tym, czy dane opinie są słuszne czy nie – jedynym kryterium jest właśnie ich „zbieżność z rosyjską propagandą”.
Pod tym względem, warto zauważyć, stanowisko „Wyborczej” do złudzenia przypomina postawę ministra rządu Stanisława Żaryna, który także bada „współbrzmienie”, „rezonowanie” czy też „zbieżności”. Oczywiście obie badające strony dochodzą do całkiem przeciwnych konkluzji. Tak wygląda polska debata geopolityczna: każdy z uczestników interesuje się nie treścią i sensem wypowiadanych argumentów, ale tym, czy uda mu się je przypisać domniemanym intencjom rosyjskich mocodawców i skompromitować tym samym drugą stronę. Osiąga się to, odwołując się do niejasnych, bliżej niesprecyzowanych określeń, takich jak właśnie „rezonowanie” czy „zbieżność”.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.