Niemieccy i austriaccy politycy mówią, że nie dołożą do budżetu UE ani jednego euro więcej, bo UE jest zadłużona, a do tego rośnie niezadowolenie rolników, którzy z uwagi na politykę klimatyczną mają większe koszty produkcji, niż dopłaty unijne. W Hiszpanii los socjalistów jest prawie przesądzony, bo jak wskazują sondaże, prawicowe partie odsuną ich od władzy jeszcze w lipcu tego roku. Prawica w Grecji, Finlandii i Szwecji już rządzi, a Viktor Orbán – węgierski premier - solista antyukraiński, serwuje w internecie film, w którym przepowiada bankructwo UE. Z kolei prezydent Francji Macron przerywa pobyt na Radzie Europejskiej, bo francuskie ulice płoną na skutek niezadowolenia migrantów. Temu samemu Macronowi DonaldTusk gratulował po prezydenckim zwycięstwie w wyborach we Francji w ten sposób "dzięki Twojej wygranej będzie więcej Europy w Europie... A już niedługo nadejdzie taki dzień, że będziemy mieli Paryż w Warszawie". Czy, aby na pewno Polacy tego chcą panie Donaldzie?
Tymczasem budżet Unii Europejskiej się nie spina. Po przeglądzie Wieloletnich Ram Finansowych UE na lata 2021-2027, co zawsze ma miejsce w środku kadencji, pojawiają się nowe wątpliwości dotyczące jakości zarządzania UE przez obecną koalicję. Komisarz ds. budżetowych Hahn ogłosił właśnie, że potrzeba UE dodatkowo ok. 65 mld euro i te pieniądze powinny solidarnie dostarczyć, jako dodatkowe składki, poszczególne kraje do budżetu UE.
Problem nabrzmiewa, bo szacunki z 2021 roku dotyczące spłat odsetek od kredytów na krajowe plany odbudowy (NGEU) mówiły, iż na ten cel trzeba 15 mld euro, a teraz okazuje się, ze potrzebne będzie drugie tyle niż przewidywano, bo pożyczanie pieniędzy cały czas drożeje. Na same odsetki trzeba jeszcze ze 19 mld euro. Tymczasem na ten rok w budżecie UE wyczerpano wszystkie rezerwy, a plany pomocy Ukrainie też mają pożyczkowe tło. UE zapowiada więc, że na lata 2024-27 przeznaczy dla tego walczącego kraju 50 mld euro z czego 17 mld to będą bezzwrotne granty, a 33 mld mają stanowić pożyczki. W unijnych prognozach na przyszłość nie ma mowy o środkach dla krajów, które przygarnęły migrantów z Ukrainy, takich jak Polska, będą za to pieniądze dla krajów Południa Europy, które borykają się z migracją ekonomiczną – propozycja KE opiewa w tym przypadku na kwotę 15 mld euro. Oczywiście na te wszystkie propozycje musi zgodzić się 27 krajów UE, co moim zdaniem graniczy z cudem. Wiatr prawicy w Europie powiewa coraz mocniej, realizm ekonomiczny puka do jej drzwi, bo socjalistyczno – liberalne towarzystwo instytucji unijnych traci panowanie nad społeczeństwem europejskim, w którym wciąż drzemią pokłady normalności.
Autor jest europosłem PiS.