Donald Tusk ogłosił w ostatnią niedzielę, że Roman Giertych wystartuje na świętokrzyskiej liście Koalicji Obywatelskiej przeciwko Jarosławowi Kaczyńskiemu, bo właśnie tam, według nieoficjalnych informacji, listę PiS pociągnie sam prezes.
– Żebyś nie czuł się samotny, żebyś poczuł się trochę lepiej – i robię to tylko dla ciebie, Jarosławie Kaczyński – wystawię na naszej liście twojego wicepremiera Romana Giertycha. Na ostatnim miejscu – mówił Tusk na weekendowym wiecu w Spocie.
– Pomyślałem sobie: może nie trzeba czekać aż do 15 października z rozliczeniem Kaczyńskiego? Pan Roman Giertych w czasie kampanii rozliczy go bardzo dokładnie. Więc przestrzegam, jeśli jest prawdą, że zdecydowałeś się na ucieczkę w Góry Świętokrzyskie, to twój wicepremier ma dla ciebie dużo informacji – przekonywał lider Platformy.
Dodatkowy warunek PO dla Giertycha. Chodzi o aborcję
Według ustaleń "Gazety Wyborczej", decyzja w sprawie startu Giertycha do Sejmu zapadła bez partyjnych konsultacji. Do bezpośredniego spotkania Tuska z Giertychem nie doszło, a rozmowy odbyły się przez emisariuszy.
– Niezależnie od kuluarów negocjacji Giertychowi udało się wejść na naszą listę. Donald Tusk wziął na siebie 100 proc. odpowiedzialność za tę kandydaturę – powiedział "GW" ważny polityk Platformy.
Jak przypomina dziennik, Tusk miesiąc temu ogłosił, że PO jest za liberalizacją prawa aborcyjnego, a ten, kto ma inne zdanie, nie znajdzie się na listach Koalicji Obywatelskiej. Co w takim razie robi na niej Giertych, przeciwnik aborcji?
"Wyborcza" dowiedziała się, że w poniedziałek po południu Giertych usłyszał dodatkowy warunek: do środy musi się zdeklarować jako zwolennik ustawy liberalizującej aborcję. "Jeśli tego nie zrobi, nie będzie go na świętokrzyskiej liście" – czytamy.
Czytaj też:
Kaleta: Tusk i Giertych wyrolowali opozycję