Jak ustaliła Interia, powołując się na źródła w Pałacu Prezydenckim, Andrzej Duda nie chciał i nie mógł wprost angażować się w kampanię wyborczą Prawa i Sprawiedliwości. "Jednak kiedy zwracano się do niego z pomysłami, które były mu bliskie i które wykraczały poza czysto partyjną rozgrywkę, to zgadzał się wspomóc obóz rządzący" – czytamy.
Jednym z pomysłów sztabu PiS miał być udział i wystąpienie prezydenta na konwencji PiS w katowickim Spodku 1 października. Zorganizowano ją jako przeciwwagę dla Marszu Miliona Serc, zwołanego przez szefa PO Donalda Tuska.
Politykom partii rządzącej zależało na zniwelowaniu znaczenia marszu Tuska i wpadli na pomysł, żeby na konwencję PiS zaprosić prezydenta – wynika z nieoficjalnych informacji.
– Przecież to był jakiś szalony pomysł. Raz, że jak wytłumaczyć obecność głowy państwa na stricte partyjnej imprezie. Dwa, że ta konwencja miała taki przebieg, a nie inny, z Dominikiem Tarczyńskim i jego sztachetą i całym tym antytuskowym przekazem. Wmanewrowanie w to prezydenta było jakimś absurdalnym pomysłem – stwierdził rozmówca Interii z otoczenia głowy państwa.
PiS chciało mieć prezydenta na konwencji. Duda odmówił
Duda stanowczo odmówił, mimo iż przedstawiciele PiS mieli "pielgrzymować" do niego w tej sprawie. Ostatecznie 1 października prezydent przebywał w Stanach Zjednoczonych na Paradzie Pułaskiego, na którą zaprosiła go amerykańska Polonia.
Portal zwraca uwagę, że mimo wspomnianego zgrzytu i ogólnie niełatwych relacji Andrzeja Dudy z Prawem i Sprawiedliwością, w otoczeniu głowy państwa nikt nie ukrywa, że stanowisko prezydenta co do głównych kierunków rządu Zjednoczonej Prawicy jest mocno zbliżone.
Pozycja Dudy w najbliższych dniach wzrośnie, bo to w jego gestii leży powierzenie misji tworzenia rządu liderowi zwycięskiej partii po wyborach, które odbędą się już w najbliższą niedzielę. W sytuacji, gdyby to opozycja przejęła władzę, współpraca z prezydentem mogłaby wyglądać różnie – zwraca uwagę Interia.