W niedzielę ulicami Warszawy przeszedł "marsz miliona serc" zorganizowany przez Platformę Obywatelską. Początkowo, zgodnie z deklaracją Donalda Tuska, wydarzenie miało być wyrazem solidarności z Joanną z Krakowa, która dokonała samodzielnie aborcji. Okazało się jednak, że kobieta w ogóle nie została zaproszona do wzięcia udziału w marszu.
Po wydarzeniu doszło do sporu o frekwencję. Komenda Stołeczna Policji poinformowała, że szacowana frekwencja z godz. 12:00 wyniosła ok. 60 tys. osób na rondzie Romana Dmowskiego i ok. 40 tys. na trasie przemarszu. Szef PO Donald Tusk, który jeszcze podczas przemówienia powiedział o "kilkuset tysiącach osób", później oświadczył, że w marszu wzięło udział milion osób. Tę informację szybko potwierdził warszawski ratusz zarządzany przez wiceprzewodniczącego Platformy Obywatelskiej Rafała Trzaskowskiego.
"Coś wyjątkowego w skali Europy"
Podczas środowego spotkania z wyborcami w Koninie Donald Tusk odniósł się do "marszu miliona serc". – To są te takie cudowne momenty. To nie jest po prostu data czy odnotowane wydarzenie. To taka ilość energii, suma wierzących ludzi i serc, że takie chwile zmieniają i ludzi, i narody i historię. Taki był mój zamysł, gdy wezwałem do "marszu miliona serc". Chciałem, żeby Polki i Polacy zobaczyli się nawzajem. Żeby nie tylko z niepokojem i zawsze z nerwami czekali na kolejne – raz lepsze, raz gorsze – sondaże – mówił lider PO.
– Mamy bardzo precyzyjne dane dotyczące tego wydarzenia. Pomiary łączeń telefonów komórkowych, obliczeń ze strony samorządu warszawskiego i straży miejskiej. Nie chodziło tu o wyścig – stwierdził Donald Tusk. – Jeśli milion ludzi wychodzi na ulice, to jest to coś wyjątkowego w skali Europy – dodał.
twitterCzytaj też:
"Bzdura. Nie było w ogóle takiej rozmowy". Trzaskowski reaguje na pytanie od dziennikarzaCzytaj też:
Biedroń na marszu Tuska: Na tę deklarację czekaliście zbyt długo