Trudno mi ukryć satysfakcję. W chwili, kiedy czytają Państwo te słowa, trzymają Państwo w rękach 100. numer tygodnika „Do Rzeczy”. Pisma, które powstało wbrew wszelkim regułom sztuki marketingowej. Nie było długich i mozolnych przygotowań, badania rynku, wypuszczania numerów próbnych, testowania, sprawdzania gustów i oczekiwań czytelników. Tygodnik powstał niejako z marszu, jako obywatelska reakcja na niszczycielską, niesprawiedliwą działalność wydawcy tygodnika „Uważam Rze”, który – czy to powodowany urażoną ambicją, czy uległością wobec rządzącej Platformy – po prostu postanowił nasze pismo zniszczyć. Czytelnicy i opinia publiczna nie dali się oszukać. Nie kupili podróbki o starej nazwie, wybrali to, co autentyczne i prawdziwe. Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko wszystkim Państwu, Drodzy Czytelnicy, raz jeszcze za to podziękować.
Nie wszyscy ci, którzy sięgnęli po pierwszy numer „Do Rzeczy”, pozostali z nami. Dla części Czytelników okazaliśmy się zbyt umiarkowani, za mało zaangażowani i emocjonalni. Polska opinia publiczna podzielona jest na wyraźne obozy polityczne. Albo jest się za PiS, albo przeciw niemu, stąd pismo, które sympatyzując z ideami prawicy, zachowuje dystans do bieżącej polityki i stara się pokazywać własne zdanie, nie wszystkich przekonuje. Plemienność polskiego życia publicznego sprawia, że łatwiej przebić się na rynku krzykowi i radykalnemu gestowi, trudniej opinii wyważonej i argumentowi rozumowemu. A „Do Rzeczy” powstało właśnie po to, żeby formułować opinie, dawać do myślenia, bronić wartości, ale też uczyć rozumienia świata. „Do Rzeczy” powstało i żyje, bo jest pismem bezpartyjnym i od polityków całkiem niezależnym. Powstało jako pismo dla inteligenta, który ma dość wszechogarniającej młócki postępowej propagandy, nie chce być instrumentem globalnej rewolucji antychrześcijańskiej, ale chce szukać, pytać i rozumieć świat na podstawie mądrości przekazanej przez pokolenia.
Taka postawa oznacza też, że nasze pismo otwarte jest, jak żadne inne, na polemiki i wymianę opinii. Nie są to dyskusje czysto akademickie, nie jest to rozmowa ekspertów zamkniętych w wieży z kości słoniowej, z daleka i z góry patrzących na maluczkich; nie, to prawdziwe starcie poglądów i tych, którzy je reprezentują. Dyskusja tak o historii Polski, jak o polityce wobec Ukrainy jest czymś, co musi boleć. Nie wszyscy to lubią. Łatwiej jest zapewne wciąż znajdować sądy, z którymi po prostu się zgadzamy, które potwierdzają poczucie pewności i utwierdzają nas we wcześniej przyjętych poglądach. Jednak cóż, to nie jest droga naszego pisma. Wierzymy w rozsądek, doświadczenie i roztropność naszego czytelnika, w to, że on też chce poszukiwać prawdy.
Przy okazji wydania 100. numeru postanowiliśmy zabawić się nieco we wróżów i przewidzieć obraz świata za sto lat. Jak zwykle subiektywnie i na własną odpowiedzialność. Nie damy rady zweryfikować tych prognoz, ale mam nadzieję, jak zwykle, że dadzą one Państwu do myślenia.