Otóż uważam, że praprzyczyną znacznej części nieszczęść i niepowodzeń, które przytrafiły się Polsce w ostatnich dekadach, jest fatalna Konstytucja, która obowiązuje w Polsce od 1997 r. Konstytucja nazywana czasami „konstytucją Kwaśniewskiego”, bo ułożona w niemałej mierze właśnie „pod niego”, pod jego ambicje – za czasów jego prezydentury, gdy w Sejmie większość miała koalicja SLD-PSL; choć oczywiście ostatecznie zaaprobowana przez naród w referendum.
Konstytucja tak napisana, że jej podrzucenia nam – Polakom i Polsce – nie powstydziłby się żaden wróg Polski, a na pewno wszyscy oni – wszyscy wrogowie Polski – wprost nie posiadają się z radości, że Konstytucja ta nadal niszczy Polskę, a Polacy żadną miarą nie potrafią tego zmienić.
Chodzi mi o wprowadzony do polskiego życia publicznego przez Konstytucję z 1997 r. – bo w nią z pełnym rozmysłem wpisany – ostry konflikt między dwoma kluczowymi ośrodkami władzy państwowej – między ośrodkiem prezydenckim, a ośrodkiem premierowskim. Czyli o wmontowanie do polskiego systemu politycznego de facto dwuwładzy. A to nie może się dobrze skończyć.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.