Damian Cygan: Kto ma więcej powodów do zadowolenia po ogłoszeniu przez PKW wyników wyborów samorządowych – PiS czy koalicja rządząca?
Andrzej Anusz: Uważam, że większe powody do zadowolenia ma PiS. Retoryka koalicji rządzącej w kampanii była taka, że to jest drugi etap wyborów parlamentarnych, że to ma być dogrywka, dobicie PiS i de facto jego koniec. Donald Tusk uważał, że Koalicja Obywatelska wygra i będzie miała lepszy wynik w wyborach do sejmików. Zatem w wojnie politycznej, która się cały czas toczy, była to bitwa obronna PiS, której nie przegrał, a można nawet powiedzieć, że ją wygrał.
Jarosław Kaczyński stwierdził podczas wieczoru wyborczego: "Wiadomość o mojej śmierci jest cokolwiek przedwczesna". Jak pan odczytał te słowa?
To oznacza, że prezes zostaje. PiS przygotowuje się do wyborów europejskich i istnieje prawdopodobieństwo, że ma szansę je wygrać. Widać, że złapał drugi oddech. To ważny psychologicznie moment, bo partia Kaczyńskiego była poddana presji – nie spodziewała się, że nastąpi tak duża fala rozliczeń i zatrzymań. Paradoks polega na tym, że to wyborcy PiS bardziej stanęli na wysokości zadania niż politycy i to wyborcy dali politykom zastrzyk energii, który spowoduje, że partia się skonsoliduje, a przywództwo Kaczyńskiego nie będzie już w tej chwili kwestionowane. Głównym wyzwaniem dla PiS jest teraz koalicyjność. Musi pokazać swoim wyborcom, że może budować koalicje, tworzyć platformy współpracy, rozszerzać się. To da im nadzieje, że PiS może wrócić do władzy.
Mateusz Morawiecki zasugerował, że wynik PiS w wyborach parlamentarnych mógłby być lepszy, gdyby nie agresywny przekaz TVP pod rządami Jacka Kurskiego. Czy były premier ma rację?
W dużym stopniu się z tym zgadzam. Dobrym przykładem jest publikacja przez TVP w piątek przedwyborczy fragmentów podsłuchanej rozmowy Mariana Banasia z prof. Markiem Chmajem. Politycznie to był atak na Konfederację, która ostatecznie straciła kilka procent na rzecz Trzeciej Drogi. Uważam, że to był kluczowy element. Gdyby Konfederacja zdobyła 3-4 pkt proc. więcej, Tuskowi trudniej byłoby stworzyć koalicję. Dlatego ta nadgorliwość i nieprzemyślane zupełnie użycie telewizji publicznej do ataku na Konfederację przyniosły efekt odwrotny od zamierzonego.
Czy po tym, jak Rafał Trzaskowski wygrał w Warszawie w pierwszej turze, jest bliżej startu w wyborach prezydenckich za rok?
Do zwycięstwa Trzaskowskiego w pierwszej turze przyczynił się przede wszystkim Szymon Hołownia, dlatego że Trzecia Droga nie wystawiła kandydata w Warszawie. Gdyby wystawiła, byłaby druga tura. Trzaskowskiemu to by utrudniło sytuację i nie uzyskałby pewnego wzmocnienia politycznego i wizerunkowego. Zatem Hołownia, który również ma ambicje prezydenckie, wzmocnił swojego potencjalnego konkurenta. To jest błąd, za który Hołownia już płaci polityczną cenę, a być może jeszcze większą zapłaci w przyszłości. Natomiast to jeszcze nie przesądza, że to Trzaskowski na 100 proc. będzie kandydatem na prezydenta w 2025 r. Jest jeszcze dużo czasu i sporo może się wydarzyć. Jedynym realnym kandydatem, który mógłby Trzaskowskiego zastąpić, jest Tusk.
W czwartek Sejm zajmie się czterema projektami ustaw dotyczących aborcji, o które koalicjanci zdążyli się już pokłócić przed wyborami samorządowymi. Czego pan się spodziewa?
Myślę, że będzie próba zamrożenia tej dyskusji i przerzucenia wszystkich tych projektów do drugiego czytania na czas trwania kampanii wyborczej do europarlamentu. Jednocześnie widać, że sprawa będzie żyła, bo Lewica, która po wyborach samorządowych jest w dużym kryzysie, nie ma pomysłu na swoje funkcjonowanie. Z drugiej strony języczkiem u wagi będzie Trzecia Droga, która po wyborach samorządowych będzie chciała wystawić pewne rachunki i w ramach zapowiedzianej przez premiera rekonstrukcji spróbować wzmocnić swoją polityczną pozycję w rządzie kosztem Lewicy.
Czytaj też:
Zgorzelski o Lewicy: Kazali Hołowni wypie...lać, a wyborcy im powiedzieli to samo
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.