Mechanizm Bodnara
  • Łukasz WarzechaAutor:Łukasz Warzecha

Mechanizm Bodnara

Dodano: 
Minister sprawiedliwości Adam Bodnar
Minister sprawiedliwości Adam Bodnar Źródło:PAP / Albert Zawada
Żaden rząd w historii III RP nie przygotował tak daleko idącego uderzenia w sferę wolności słowa, jak obecny. Chodzi o to, by nałożyć cenzurę na tych, którym nie w smak forsowanie skrajnej lewicowej ideologii.

W „Roku 1984” George Orwell wskazał, że dla każdego systemu autorytarnego czy totalitarnego najcenniejszy jest taki system cenzury, który działa sam. Nie trzeba go pilnować ani nawet wspierać instytucją. Dobrze, jeśli obywatele cenzurują się nawzajem poprzez donosicielstwo, a już najlepiej, gdy cenzurują się sami – czyli gdy mamy do czynienia ze zjawiskiem autocenzury. W demokracjach – często już tylko pozornych – bywa ono nazywane efektem mrożącym.

Taki system autocenzury tworzy się poprzez odpowiednie nastraszenie obywateli. Tak żeby się bali wykroczyć poza magmowo i niewyraźnie zakreślone granice. Aby takie poczucie strachu wytworzyć, nie potrzeba wcale masy surowych wyroków. Wystarczy kilka – dla przykładu. Adam Bodnar świetnie to wie, proponując zmiany w czterech artykułach Kodeksu karnego. Efekt mrożący i tak zostanie wywołany.

Paradoks propozycji „uśmiechniętego rządu” polega na tym, że koalicja Donalda Tuska przychodziła do władzy z opowieścią o tym, iż oto nadchodzi wyzwolenie z PiS-owskiej opresji, a partia Jarosława Kaczyńskiego na każdym kroku odbierała ludziom wolność.

Nie jest to diagnoza pozbawiona podstaw: poprzednia władza za sprawą swoich skrajnie etatystycznych skłonności zrobiła bardzo wiele, żeby naszą wolność ograniczyć. Próbowała również wprowadzać przepisy dotykające sfery wolności słowa lub też sięgała skwapliwie po te już istniejące. Na tej zasadzie prokuratura – w kontekście skrajnie proukraińskiego nastawienia poprzedniego rządu – przypomniała sobie nagle, że w Kodeksie karnym istnieje art. 117, który grozi karą od trzech miesięcy do pięciu lat pozbawienia wolności za nawoływanie lub publiczne pochwalanie prowadzenia wojny napastniczej. Przy czym za taką wojnę uznano jedynie wojnę Rosji przeciwko Ukrainie, choć, formalnie rzecz biorąc, identyczną naturę miała choćby druga wojna w Iraku, w której Polska wzięła udział.

Artykuł został opublikowany w najnowszym wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także