Dużym echem odbiły się w polskich mediach słowa marszałka Sejmu, Szymona Hołowni. Właściwym sobie, płaczliwym tonem wspomniał on o ponurym losie swojej żony w razie ewentualnego konfliktu zbrojnego. Żona marszałka Hołowni służy w wojsku jako pilot myśliwca. Lotnictwo, jak wiadomo, jest jednym z najkosztowniejszych, a zarazem najnowocześniej wyposażonych rodzajów polskich sił zbrojnych. Zakupy dziesiątków nowoczesnych amerykańskich myśliwców F-16 i F-35, do tego zaś koreańskich FA-50, kosztują podatników dziesiątki miliardów złotych. Wygląda na to, że marszałek Hołownia podchodzi do możliwości naszych „orłów” z zaskakującym pesymizmem. „Moja żona pojedzie na front, proszę pana. Moja żona zginie, jeżeli będzie konflikt zbrojny, nie daj Boże, nie życzę sobie tego, zanim pan ani ja zdążymy zrobić cokolwiek. Dlatego że służy realnie w siłach zbrojnych, a nie wojuje słowem, tak jak my to w mediach czy w polityce robimy” – podzielił się ponurymi przewidywaniami marszałek Hołownia.
Zakładanie z góry, że żona marszałka Hołowni w razie konfliktu zbrojnego zginie, wydaje się co najmniej dziwne.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.