– Ukraina straci Charków do końca roku, Odessę do połowy 2025 r. (...), a do połowy 2026 r. przejdzie w wojnę partyzancką. Aby zapobiec takiemu scenariuszowi, Zachód musi znacznie zwiększyć swoje wsparcie dla Kijowa – mówił podczas wizyty w Niemczech Michaił Chodorkowski, były oligarcha, obecnie opozycjonista.
Wydarzenie, w ramach którego przemawiał Chodorkowski, zostało zorganizowane przez Zentrum Liberale Moderne, berliński think tank prowadzony przez byłą posłankę Partii Zielonych Marieluise Beck i jej męża, byłego lidera Partii Zielonych, Ralfa Fuecksa. Rosjanin zabrał głos podczas dyskusji pod hasłem: "Rosja i Zachód – o co toczy się gra".
– Wojna to "prosta arytmetyka". Jeśli jedna strona pompuje w konflikt znacznie więcej zasobów niż druga, to na dłuższą metę nie może się to dobrze skończyć – powiedział Michaił Chodorkowski na konferencji odbywającej się w środę w Berlinie. "Jego przemówienie można sprowadzić do prostej konkluzji. Ukraina zmierza ku katastrofie. Podobny wniosek wyciągnęli również niemieccy politycy uczestniczący w spotkaniu. Choć wszyscy zgadzają się z tym, że Berlin popełnił fundamentalne błędy w relacjach z Rosją, na słowach na razie się kończy. Ukrainie kończy się zaś co innego — czas" – analizuje "Die Welt"
Trudna sytuacja ukraińskiej armii w obwodzie charkowskim
Siły Zbrojne Ukrainy przeniosły do Charkowa rezerwy, w szczególności jednostki z innych kierunków frontu, gdzie również toczą się walki. BBC podaje, że ukraińska obrona staje się niebezpiecznie przerzedzona.
– Sytuacja jest dynamiczna, napięta i trudna do przewidzenia – powiedział brytyjskiemu korespondentowi żołnierz Andrij, którego jednostka została niedawno przeniesiona z innego kierunku. Na pytanie dziennikarza, czy przeniesienie żołnierzy na ten odcinek frontu zmieni sytuację na lepszą, Andrij odpowiedział, że wszystko jest względne.
– Zawsze trudno jest dołączyć do czyjejś linii obrony, ponieważ nie ma możliwości interakcji z innymi jednostkami – zauważył. Sytuacja pod Charkowem pozostaje trudna dla ukraińskich obrońców. Choć siły rosyjskie ponoszą ciężkie straty, mają po swojej stronie przewagę liczebną.
Ukraińscy żołnierze skarżą się także na braki w uzbrojeniu i amunicji spowodowane długą przerwą w amerykańskiej pomocy wojskowej. Według nich Siły Zbrojne ustępują Rosjanom nie tylko liczebnością, ale także uzbrojeniem.
– Rosjanie mają wszystko, czego chcą, a my nie mamy czym walczyć. Ale robimy, co możemy – powiedział żołnierz o imieniu Viktor.
Jak zauważa korespondent BBC, pod Charków dotarły już posiłki przeniesione z innych kierunków frontu. Na przykład z okolic Robotyny, gdzie też toczą się ciężkie bitwy. W efekcie ukraińskie linie obronne ulegają przerzedzeniu.
Zdaniem żołnierzy bardzo trudno będzie wyprzeć wszystkie siły rosyjskie umocnione obecnie w obwodzie charkowskim.
Czytaj też:
Kto jest "z Rosją"? Warzecha: Tym ludziom zamgliło mózgiCzytaj też:
Rosjanie zostali zapytani o koniec wojny. W jednej kwestii nie poparliby Putina