Minister edukacji narodowej Barbara Nowacka przekonywała, że w nadchodzącym roku szkolnym rodzice nie będą musieli kupować nowych podręczników szkolnych. Tymczasem w mediach społecznościowych można znaleźć wpisy pokazujące, że taka konieczność jednak istnieje i generuje dla rodziców poważne koszty.
Koszty dla rodziców
Wszystko za sprawą faktu, że do obiegu trafiły zaktualizowane podręczniki oznaczone jako "Edycja 2024". Wiele szkół zobligowało rodziców do zakupu nowych książek, co uniemożliwia skorzystanie z ich poprzednich wersji. Sprawę opisywał tygodnik "Newsweek", który stwierdził, że "miało nie być nowych podręczników, ale są. I uczniowie za nie zapłacą". Gazeta pisze także o wściekłości rodziców i uczniów.
– W tych nowych zaznaczone są treści, które idą do wyrzucenia. Pani zdecyduje samodzielnie, czy je omawiać z uczniami, bo w podstawie programowej już ich nie ma. To jest takie uproszczenie dla nauczyciela – powiedział w rozmowie z "Newsweekiem" pracownik jednego z wydawnictw.
Sprawę skomentował Lesław Ordon, rzecznik oświatowej "Solidarności" w rozmowie z "Gazetą Polską Codziennie".
– Niejednokrotnie ostrzegaliśmy, że tak będzie. To jest biznes, przy którym działa ogromne lobby, a ministerstwo nie wykazało się aktywnością, aby poskromić te apetyty. Jeżeli ktoś wierzył, że rewolucja minister Nowackiej nie odbije się na uczniach, rodzicach, nauczycielach i budżetach rodzinnych, to teraz ma dowód, że rzeczywistość jest inna – powiedział.
Kolejne kontrowersje
Kwestia nowych podręczników to kolejna sprawa, która bulwersuje część opinii publicznej. Zapowiedzi minister edukacji narodowej o ograniczeniu lekcji religii do jednej godziny tygodniowo wzbudziły sprzeciw i zaniepokojenie Kościołów i związków wyznaniowych w Polsce.
Podobnie rzecz się ma z zamiarem organizowania nauki religii w publicznych przedszkolach i szkołach w grupach międzyklasowych oraz niewliczania oceny z lekcji religii do średniej ocen na świadectwie. Za “niekorzystny, a nawet dyskryminujący uczniów z mniejszych liczebnie kościołów i związków wyznaniowych” uznał propozycję MEN biskup Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w RP Jerzy Samiec. – Poza wartością katechetyczną związaną z wiarą podkreślamy, że nauczanie religii katolickiej i innych wyznań wspiera wychowawczą rolę szkoły – zwraca z kolei uwagę bp Wojciech Osial, przewodniczący Komisji Wychowania Katolickiego KEP.
Czytaj też:
Ograniczenie lekcji religii w szkołach. Polacy się nie zgadzająCzytaj też:
Prof. Borecki: Rozporządzenie Nowackiej kwalifikuje się do zaskarżenia w TK