17 listopada 2020 r. przed południem jechałem autostradą A4 z Wrocławia do Krakowa. Zatrzymałem się na stacji benzynowej Orlenu, żeby coś przegryźć. Niestety, w środku usiąść się nie dało. Restrykcje covidowe spowodowały, że podróżujący stracili możliwość zjedzenia czegokolwiek w pozycji siedzącej i w cieple na stacji. Wyszedłem zatem ze swoim hot dogiem na zewnątrz, jako że pogoda była ładna, gdzie stały stoliki i ławki – zagrodzone taśmą. Rząd Morawieckiego uznał, że jeśli na takiej ławce przy stacji benzynowej usiądę, to będę podlegał śmiertelnemu zagrożeniu. Albo stworzę je sam. Mimo to taśmę bohatersko przekroczyłem i miejsce zająłem.
Po jakichś dwóch minutach podjechali ochroniarze.
– Pan stamtąd wyjdzie – powiedział jeden z nich.
– Czy ja tu stwarzam jakieś zagrożenie? – zapytałem. – Przecież tu nikogo nie ma w promieniu 50 metrów. Prócz panów.
– Ja wiem – powiedział ochroniarz. – Ale ja będę musiał wezwać policję. Ja pana proszę, oszczędźmy sobie problemów.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.