Stare porzekadło mówi, że generałowie zwykle przygotowują nas do poprzedniej wojny, a na jego zasadność można podać wiele przykładów. W 1940 r. silna przecież Francja przegrała wojnę z Niemcami przez słabą organizację armii, złe koncepcje jej użycia i nieadekwatne uzbrojenie. Elity Paryża nie wyszły jeszcze z okopów wielkiej wojny i umysłowo utknęły na Linii Maginota. „Historia magistra vitae est”, więc Polska winna odrabiać lekcje historii na bieżąco. Takie jak tę pt. „Wojna na Ukrainie”.
Tu łatwo wskazać wielkiego przegranego. Jest nim rosyjska Flota Czarnomorska. Bezużyteczna, skompromitowana wieloma stratami z okrętem flagowym (krążownik „Moskwa”) na czele. Dumę Rosji pokonał kraj, który de facto nie ma marynarki, a zwyciężył dronami i rakietami. Jakie wnioski wyciągnęła z tego Polska? Dalej realizujemy za grube miliardy projekt „Miecznik”, którego efektem mają być coraz większe (na papierze) okręty o wyporności już ponoć 7–8 tys. ton. Wymarzony cel dla małego zestawu rosyjskich dronów i rakiet. Nadto okręty te będą zbieraniną systemów i technologii z różnych źródeł, nie ma więc gwarancji, że da się szybko cokolwiek naprawić w wypadku nawet błahych uszkodzeń i awarii.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.