Kładłyśmy się na trawie jak najciaśniej i przeglądałyśmy wolno, strona po stronie, chłonąc. Właściwie przeglądaliśmy, bo wśród pięciu kobiet był jeden mężczyzna, 30-letni sąsiad. Każdy chciał się dopchać jak najbliżej tego cudu – nowego miesięcznika „Ty i Ja”, który jakimś cudem jednej z sąsiadek udało się zdobyć w kiosku w naszym miasteczku Milanówku.
Byłam najmłodsza i kolorowe strony pochłaniałam z ciekawością i zachwytem dziecka. Modelki na całostronicowych zdjęciach w rozpostartych żółtych i niebieskich sukienkach, w kolorowych pończochach i butach, które obywatel gomułkowskiej Polski mógł widzieć najwyżej w paczce od cioci z Ameryki. Wielkie swetry, tweedowe spódnice, sukienki we wzory op-art, mieszkania urządzone białymi meblami… Świat z innej planety.
Ale wokół i tak było lepiej. To były lata 60., chude i w miarę spokojne lata malej stabilizacji. Odwilżowy wiatr omiatał Polskę ostatnimi powiewami. AK-owców wypuszczono z więzień, na ulicach rozbłysły neony, w radiu puszczano jazz. W klubach książki i prasy można było przeczytać zagraniczną prasę.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.