"Ten projekt trzeba zatrzymać". Nowy pomysł Nowackiej wzbudził wściekłość

"Ten projekt trzeba zatrzymać". Nowy pomysł Nowackiej wzbudził wściekłość

Dodano: 
Szefowa MEN Barbara Nowacka
Szefowa MEN Barbara Nowacka Źródło: X / MEN
Edukacja zdrowotna jako planowany przez Ministerstwo Edukacji Zdrowotnej przedmiot obowiązkowy od września 2025 r. jest przedmiotem antyrodzinnym, antyzdrowotnym i demoralizującym dzieci i młodzież. To swoista "antyrodzinna piła łańcuchowa" - mówili przedstawiciele Koalicji na Rzecz Ocalenia Polskiej Szkoły, przedstawiając plany MEN dotyczące wprowadzenia nowego przedmiotu do szkół podczas konferencji zorganizowanej we wtorek w Sekretariacie Episkopatu Polski.

Koalicja na Rzecz Ocalenia Polskiej Szkoły (KROPS) powstała w maju br. i zrzesza obecnie ponad 70 organizacji społecznych i rodzicielskich, m.in. Ruch Ochrony Szkoły, Fundacja Instytut na rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris, Stowarzyszenie „Nauczyciele dla Wolności", Stowarzyszenie „Rodzice Chronią Dzieci", Centrum Życia i Rodziny, Stowarzyszenie Pedagogów NATAN, Katolickie Stowarzyszenie Wychowawców, Stowarzyszenie Chrześcijańskich Dzieł Wychowania, Fundację Mamy i Taty, Stowarzyszenie Kultury Chrześcijańskiej im. Księdza Piotra Skargi, Stowarzyszenie „Polonia Christiana", Federację Stowarzyszeń Weteranów i Sukcesorów Walk o Niepodległość Rzeczypospolitej Polskiej.

– Organizacje te, w obliczu katastrofalnych zmian proponowanych przez MEN postanowiły wspólnie działać, by ocalić to, co w polskiej szkole jest cenne i wartościowe – podkreśliła Agnieszka Pawlik-Regulska, prezes wchodzącego w skład KROPS Stowarzyszenia „Nauczyciele dla Wolności".

"Nie" dla edukacji zdrowotnej

Eksperci Koalicji skomentowali podczas konferencji projekt rozporządzenia wprowadzającego nowy, obowiązkowy przedmiot: edukacja zdrowotna. Przedstawili m.in. wnioski z analizy krytycznej wspomnianej propozycji, w tym zarówno niebezpieczne zapisy umożliwiające antyrodzinną seksualizację dzieci, jak i wątki proaborcyjne oraz otwierające szkołę na ideologię LGBTQ+.

Projekt rozporządzenia MEN likwiduje przedmiot wychowanie do życia w rodzinie (WDŻ) a wprowadza przedmiot edukacja zdrowotna. Ma on zacząć obowiązywać od września 2025 r.

Jak wskazał dr Zbigniew Barciński, prezes Stowarzyszenia Pedagogów NATAN, dotychczas ramą nauczania tematyki seksualności w polskiej szkole była rodzina. W to miejsce MEN proponuje zastąpić rodzinę – zdrowiem.

– Takie przeramowanie tej tematyki niesie ze sobą podwójny przekaz. Pierwszy, wprost, że najważniejszą wartością w sferze seksualności jest zdrowie. Drugi przekaz, nie wprost, że jeśli chodzi o ludzką seksualność i edukację seksualną – rodzina nie ma znaczenia. Rodzina jest tu usunięta, jest poza polem widzenia – powiedział dr Barciński. Zdaniem eksperta, jest to przekaz deprecjonujący rodzinę i uderzający w nią.

Deklaracja MEN – mówił dalej ekspert – jest taka, że ramą [omawiania tej tematyki] będzie teraz zdrowie, ale w tekście projektu rozporządzenia ważne informacje zdrowotne zostały w rzeczywistości przesunięte do działu "fakultatywne". – Ważnych informacji na temat zdrowia nie ma. Nie ma np. informacji, jakie są skutki przyjmowania blokerów dojrzewania, ani innych informacji, które pełniłyby funkcję profilaktyczną – argumentował dr Barciński.

– To wskazuje, że zdrowie jest tylko fikcją, zasłoną dymną. Tak naprawdę, jeśli chodzi o edukację seksualną, dla MEN zdrowie nie jest tu główną ramą, kontekstem, wartością. Co zatem nią jest? Jest nią przyjemność – powiedział pedagog.

Jego zdaniem, w koncepcji MEN "seksualność ma służyć przyjemności, nie – miłości, nie – małżeństwu, nie – rodzinie". – To jest przesłanie, jakie MEN chce kierować do dzieci i młodzieży: seks jest tylko i wyłącznie dla przyjemności i w związku z tym małżeństwo, rodzina i miłość – to wszystko jest opresja, blokada, którą trzeba odrzucić – dodał.

Drugim istotnym obszarem, który w planach MEN budzi niepokój Koalicji na Rzecz Ocalenia Polskiej Szkoły to zmiana wzorców normatywnych, czyli swoistego ideału wychowawczego w ramach edukacji seksualnej.

Dr Barciński porównał w tym kontekście ze sobą wartości proponowane do rozpowszechniania wśród dzieci i młodzieży na (nieobowiązkowym) przedmiocie wychowanie do życia w rodzinie i (mającym stać się obowiązkowym) przedmiocie edukacja zdrowotna.

Zaburzone relacje

W przypadku WDŻ – powiedział pedagog – tym wzorcem są to jasno wskazane relacje: małżeństwo, stabilna rodzina pełna szacunku i wzajemnej miłości, natomiast w edukacji zdrowotnej słowo małżeństwo – jeśli się pojawia – pojawia się tylko w kontekście kwestii prawnych i jest na marginesie. W centrum edukacji zdrowotnej mają być związki nieformalne, przelotne, bez oparcia w miłości jako trwałym uczuciu.

– Sygnał dotyczący środowisk LGBT wskazuje, że takim wzorcem relacji związanych z seksualnością są najróżniejsze związki, nawet kilkuosobowe, a rodzina może być tu rozumiana w ten sposób, że będzie ją tworzyć np. dwóch gejów lub dwie lesbijki wspólnie mieszkający i wychowujący dzieci. To przykład ze sztandarowej pozycji tych środowisk – Encyklopedii Gender – mówił dr Barciński.

W WDŻ kryterium oceny aktywności seksualnej jest miłość, trwały związek poświadczony przysięgą małżeńską, tymczasem w edukacji zdrowotnej promuje się termin "świadoma zgoda". – Jeśli jest świadoma zgoda, to seks jest akceptowalny, jeśli jej nie ma – jest zły. Jeśli przyjmiemy takie kryterium, to podchodzi pod nie także każdy związek sadomasochistyczny – jeśli jest zgoda stron. Logiczną konsekwencją przyjęcia takiego kryterium jest też uznanie pedofilii czy prostytucji za seks właściwy, akceptowalny, dobry. Dlaczego? Tu – w relacji pedofilskiej czy prostytucji – może być zgoda stron – stwierdził.

Co prawda – wskazał – w podstawie programowej są ostrzeżenia, że prostytucja jest zagrożeniem, następuje odesłanie do artykułów Kodeksu karnego, które mówią o wieku zgody, ale jeśli promuje się koncepcję "świadomej zgody" to logiczną konsekwencją jest zaakceptowanie wszystkich związków, gdzie jest zgoda.

Pedagog wskazał także na inne podważane kryteria, jak np. akceptacją płodności, wskazująca, że dziecko jest wartością, natomiast w edukacji zdrowotnej dziecko jest traktowane jak zagrożenie. – Jest akcent na metody antykoncepcji, której dzieci i młodzież mają się nauczyć, jest aborcja – powiedział. W WDŻ treść stanowią naturalne metody planowania płodności, i choć są wprawdzie omówione metody antykoncepcyjne, to jest też zachęta do zastanowienia się nad poszczególnymi metodami.

– W WDŻ kładzie się akcent na panowanie nad impulsami seksualnymi, pracy nad sobą, samowychowania, z kolei w edukacji zdrowotnej w ogóle tej tematyki nie ma – mówił dr Barciński.

Ekspert porównał też kwestie dotyczące płciowości: w WDŻ wyraźna jest waga akceptacji własnej płci, stawania się mężczyzną i kobietą, tymczasem w edukacji zdrowotnej ten podział się nie pojawia, promuje się zachętę do omawiania koncepcji transpłciowości czy cis-płciowości, ważnej dla agendy środowisk LGBT. – To niesie za sobą przesłanie destabilizujące płeć – powiedział pedagog.

Dokonując oceny dokumentu proponowanego przez MEN dr Barciński przypomniał, że edukacja zdrowotna to przedmiot, który ma być obowiązkowy. – MEN chce zmusić dzieci i młodzież, aby brały udział w tego typu zajęciach i używa do tego aparatu państwa – powiedział.

Jego zdaniem, jest to potężne uderzenie w dzieci i młodzież, które będzie prowadzić do wielu tragedii. Będzie to deprawacja i demoralizacja młodego pokolenia. Jest to projekt antyrodzinny, swoista "łańcuchowa piła antyrodzinna", a poza tym – wbrew deklaracjom rządu – projekt antyzdrowotny, gdyż nie wspominający o ubocznych skutkach stosowania antykoncepcji, a także sprzeczny z nauczaniem Kościoła.

– Dlatego ten projekt trzeba zatrzymać, on nie może wejść do polskich szkół – podsumował dr Zbigniew Barciński.

Petycja do MEN

Agnieszka Pawlik-Regulska poinformowała, że blisko 100 organizacji podpisało petycję skierowaną przez KROPS w sierpniu br., w której organizacje domagają się pozostawienia w podstawie programowej przedmiotu wychowanie do życia w rodzinie oraz niewprowadzania do szkół nowego przedmiotu o nazwie edukacja zdrowotna, ale także poszanowania konstytucyjnej zasady pierwszeństwa wychowawczego rodziców wobec ich dzieci.

MEN w odpowiedzi stwierdziło, że nauczanie i wychowanie respektuje chrześcijański system wartości, ale za podstawę przyjmuje "uniwersalne zasady etyki".

Agnieszka Pawlik-Regulska skrytykowała także decyzję MEN o wycofaniu z polskich szkół obowiązku prac domowych dla uczniów. Jej zdaniem, co potwierdziła cytatami z programu wyborczego rządzącej koalicji, pomysł ten był stricte polityczny i populistyczny, nie miał na celu dobra samych uczniów. – Oczekujemy od minister Nowackiej wycofania się z tego kompromitującego rozporządzenia – powiedziała. Powołała się też na sondaże społeczne (portal edziecko.pl), według których aż 80 proc. respondentów chce powrotu prac domowych.

Radca prawny Marek Puzio (Fundacja Instytut na rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris) przypomniał, że system oświaty powinien się opierać na zasadach i wartościach opisanych w polskiej Konstytucji. Natomiast wprowadzenie edukacji seksualnej w formie zakładanej w rozporządzeniu MEN o utworzeniu nowego przedmiotu edukacja zdrowotna w sposób rażący ingeruje w pierwszeństwo rodziców do wychowania dzieci według własnych przekonań, w tym w sferze moralnej i religijnej. Konstytucja mówi o tym wprost w art. 48 i art. 53 ust. 3.

– Tutaj mamy do czynienia z sytuacją, w której bez żadnej debaty parlamentarnej, z pominięciem ustawy pani minister Barbara Nowacka chce, de facto w drodze jednoosobowej decyzji, narzucić rodzicom dzieci w wieku szkolnym własną wizję wychowania w dziedzinie seksualności – powiedział Marek Puzio.

Jego zdaniem, konieczne byłoby zbadanie z Konstytucją RP forsowanych przez MEN zmian w prawie oświatowym, a sprawą powinien też zainteresować się Rzecznik Praw Dziecka.

Błędy ministerstwa

Hanna Dobrowolska, współzałożycielka i koordynator Ruchu Ochrony Szkoły, przedstawiła projekt edukacji zdrowotnej MEN w kontekście całej polityki oświatowej państwa upublicznionej przez minister Nowacką w dokumencie z 3 czerwca 2024 r.

Jak podkreśliła, z dokumentu wynika, że MEN w radykalny sposób ogranicza swoje zainteresowanie krzewieniem wiedzy w polskich szkołach. Akcenty z rozwijania kompetencji matematycznych czy językowych przenosi się na edukację zdrowotną, obywatelską, inkluzywność, wspieranie umiejętności cyfrowych, dobrostanu dzieci itp.

Hanna Dobrowolska zwróciła uwagę, że ta zmiana akcentów wynika z polityki unijnej i polityki dostosowywania się do unijnych wymagań. Wyjaśniła, że w 2017 r. na konferencji w Goeteborgu Polska zobowiązała się do włączenia do europejskiego obszaru edukacji. Proces ten zaplanowany jest na lata 2025–2031, gdy ma wejść ostatecznie w życie nowa podstawa programowa. Prelegentka podkreśliła, że zbieżność tych dat z przyspieszeniem działań MEN na rzecz wprowadzania zmian w polskiej szkole nie jest przypadkowa.

Wśród działań już pojętych wymieniła obniżenie poziomu samokształcenia uczniów (zakaz prac domowych), likwidacja przedmiotu HiT, ograniczenie podstawy programowej o 20 proc., ograniczenie nauczania lekcji religii, wprowadzenie do szkół tzw. standardów bezpieczeństwa w ramach tzw. „ustawy kamilkowej", które – jak zaznaczyła – wprowadziły w szkołach chaos i paraliż w relacjach między uczniami, nauczycielami i rodzicami a także kontynuację transformacji cyfrowej przy jednoczesnym braku działań na rzecz ograniczania używania smartfonów w szkołach.

Mówiąc o działaniach planowanych wspomniała z kolei o ograniczeniu przedmiotu Wychowanie do Życia w Rodzinie i wprowadzenie obowiązkowych przedmiotów edukacji zdrowotnej i edukacji obywatelskiej i głęboką zmianę w zakresie podstaw programowych. Podkreśliła, że wszystkie zmiany mają objąć również nauczanie dzieci polonijnych.

– Szkoła ma przestać być placówką oświatową. Ma stać się czymś w rodzaju świetlicy socjoterapeutycznej, w której to nie edukacja a dobrostan dzieci ma stać się głównym tematem – podsumowała.

– Znajdujemy się w przededniu historycznego wydarzenia. Dotychczasowy system oświaty, który znamy, ma zostać zlikwidowany. Jesteśmy już w trakcie likwidacji tego systemu – mówiła z kolei Magdalena Czarnik, współtworząca od 2011 r. spontaniczny ruch rodziców Stop Seksualizacji Naszych Dzieci, prezes Stowarzyszenia Rodzice Chronią Dzieci.

Przypomniała definicję szkoły jako wspólnoty współdziałających ze sobą osób, gdzie łączą się wysiłki dzieci, nauczycieli i rodziców. – Rodzice mają zostać wyrzuceni z tej definicji – zaznaczyła.

Magdalena Czarnik przypomniała, że podobny proces miał miejsce na Zachodzie. Sprzeciw rodziców, zmanipulowanych ideologią rewolucji seksualnej, okazał się za słaby co doprowadziło do dramatycznych konsekwencji w postaci realnego ograniczenia praw rodziców w szkole i ich wpływu na edukację i wychowanie własnych dzieci.

Zapowiedziała, że w Polsce nie będzie na to zgody. – Ruch świadomych rodziców staje się coraz silniejszy. Nie będziemy bezkrytyczną masą. Będziemy chronić nasze dzieci przed samowolą tego rządu – podkreśliła ekspertka.

Czytaj też:
Brak prac domowych nie taki dobry? Rodzice zauważają pierwsze skutki
Czytaj też:
"Droga donikąd". Rodzice i nauczyciele wściekli po decyzji Nowackiej

Opracował: Marcin Bugaj
Źródło: KAI
Czytaj także