Jednak w tym roku, ze względu na to, że jego kadencja upływa za kilka miesięcy, było to ostatnie listopadowe wystąpienie polskiej głowy państwa. A więc, można w nim widzieć swego rodzaju testament polityczny, który Andrzej Duda pozostawia po sobie. W czasie państwowych obchodów prezydent stwierdził, że Polska szanuje i żąda absolutnego przestrzegania niepodległości, suwerenności i integralności terytorialnej wszystkich krajów. Dlatego zadeklarował, że Ukraina ma wrócić do swoich granic sprzed 2014 r.
„Szanujemy absolutnie i żądamy absolutnego przestrzegania niepodległości, suwerenności i integralności terytorialnej wszystkich krajów, tak jak dzisiaj przede wszystkim Ukrainy, która musi wrócić do swoich granic sprzed rosyjskiej napaści – nie tylko tej z 2022 roku, ale także tej pierwszej, z 2014 roku. Tego wymagają bezpieczeństwo, porządek świata, a także i siła, i przestrzeganie prawa międzynarodowego” – to kluczowy fragment wystąpienia polskiej głowy państwa. Z kilku powodów co najmniej można uznać, że są to deklaracje nierozważne i dla Polski szkodliwe, a prezydent przypomina fantastę, bujającego z głową w chmurach, a nie roztropnego męża stanu.