Zabawa w kotka i myszkę między organami ścigania a posłem Romanowskim skończyła się w momencie, kiedy do kota (organy polskie) i myszy (poseł Romanowski) dołączy tygrys. I ryknął. I teraz sobie myślę, że rząd polski ma poważny problem. W którą stronę się nie ruszy, wdepnie na minę.
Wczoraj dowiedzieliśmy się, że rząd Węgier uwzględnił wniosek posła Marcina Romanowskiego i udzielił mu ochrony międzynarodowej (azylu) w związku z podejmowaniem przez polski rząd i podległą mu Prokuraturę Krajową "działań naruszających jego prawa i wolności". W ten sposób znów przeszliśmy do historii. Na świecie pojawił się pierwszy polityczny uciekinier z demokratycznej podobno od 1989 r. Polski. Takich ucieczek nie było nawet za rządów tej strasznej Zjednoczonej Prawicy. I jest to uciekinier z państwa członkowskiego Unii Europejskiej, która rzekomo jest „obszarem wolności, bezpieczeństwa i sprawiedliwości”, a jej doskonałe mechanizmy obrony praw człowiek nie pozwalają na żadne polityczne prześladowania. Słowem cyrk.
W odpowiedzi na takie zachowanie Węgier, polski MSZ zaczął prężyć muskuły. Zapowiedział traktowanie tego działania, jako ruchu nieprzyjaznego wobec Polski i UE oraz uruchomienie unijnych mechanizmów (art. 259 TFUE, czyli skargi Polski na naruszenie przez Węgry traktatów unijnych).
Oczywiście stan prawny jest na pierwszy rzut oka po stronie polskich władz. Ale tylko pozornie. Przed niewątpliwym policzkiem, jakim jest udzielenie azylu Polakom w innym państwie członkowskim chroni władze Protokół (24) w sprawie prawa azylu dla obywateli państw członkowskich UE.
Czytamy tam, że „z uwagi na poziom ochrony podstawowych praw i wolności przez Państwa Członkowskie Unii Europejskiej, Państwa Członkowskie należy uważać za bezpieczne państwa pochodzenia w ich wzajemnych stosunkach we wszystkich aspektach prawnych czy praktycznych związanych z kwestiami azylu”.
Dlatego Protokół pozwala na rozpatrywanie wniosków o przyznanie azylu składanych przez obywateli Państw Członkowskich tylko w trzech przypadkach: (1) ogłoszenia w państwie, którego obywatelem jest wnioskodawca stanu wyjątkowego zgodnie z art. 15 Konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności; (2) wszczęcia wobec tego państwa procedury z art. 7 TUE lub (3) uznania w trybie tego przepisu tego państwa trwale i poważnie naruszające wartości UE.
Co więcej, państwo UE podejmując ewentualnie decyzję o rozpatrywaniu wniosku o azyl w odniesieniu do obywatela innego państwa członkowskiego musi natychmiast powiadomić o tym Radę, a wniosek rozpatrywać w oparciu o domniemanie, że jest on całkowicie nieuzasadniony.
Pytanie, dlaczego Węgry, mając świadomość tego, co robią w świetle zapisów Protokołu 24, zdecydowały się go zlekceważyć.
Odpowiedź jest prosta. Pomijając racje posła Romanowskiego, sprawa jest po prostu skomplikowana, a każde jej rozgrzebywanie działa przeciwko rządowi polskiemu. Dlatego prężenie muskułów przez MSZ nic nie da. Jeśli rzeczywiście Polska złoży skargę na Węgry o naruszenie traktatów (Protokołu 24), to równoległym przedmiotem dyskusji będzie tak naprawdę jej działanie. A jest co pokazać. I to nie tylko cyrki związane ze sprawą Romanowskiego, ale też sytuację ogólną – od szturmu na telewizję, przez czystkę na stołku prokuratora krajowego, po obcięcie opozycji środków na kampanie wyborczą. A są to kwestie, których rząd polski wolałby nie dotykać. Zresztą nie jest to także na rękę jego unijnym promotorom. Zacznie się awantura na cały świat. Tę dyskusję na forum Rady może jeszcze dałoby się utopić, ale skarga do TSUE to grubsza sprawa. Oczywiście nie chodzi mi tu o żaden obiektywizm TSUE. Te dziadki są przeżarte do cna lewicowością i nienawiścią do suwerenistów, do jakich należy Viktor Orban. Ale sam fakt procesu jest sprawą publiczną. I każdy o to spyta. Pewnie nawet Donald Trump.
Co więcej, art. 259 TFUE był bardzo rzadko uruchamiany. Książkowym przykładem jest tu słynna sprawa Francji i Anglii o oczka sieci rybackich z lat 70. XX w., a ostatnio skarga Czech przeciwko Polsce w sprawie elektrowni w Bogatyni. Chodziło więc zwykle o technikalia a nie wielką politykę. Sprawy oskarżenia państwa o naruszenie traktatów unijnych załatwiano zwykle rękoma Komisji Europejskiej (w trybie art. 258 TFUE). Dlaczego? Bo państwo występujące ze skargą może spotkać się odwetową skargą ze strony tego, które oskarża. I wtedy zaczyna się bonanza. Państw członkowskie UE będą się dzielić wzdłuż linii sporu. A to wpływa na funkcjonowanie całej Wspólnoty.
Nawet wydany za posłem Romanowskim Europejski Nakaz Aresztowania (ENA) zadziała przeciwko Warszawie. Niby jest wsparty obowiązkiem wydania osoby poszukiwanej. Ale są też prawne przesłanki do odmowy wydania. I nie zapominajmy, że o wydaniu zdecyduje sąd węgierski. Sam TSUE w latach 2018-2023, w serii wyroków prejudycjalnych wydawanych w sprawach polskich w ramach wojenki przeciwko ówczesnemu prawicowemu rządowi, pozwolił na odmowę wydania, gdy sąd decydujący o wydaniu uzna, że w państwie członkowskim wydawana osoba nie będzie miał gwarancji praworządnego procesu. Jeśli więc sąd węgierski tak stwierdzi, nie tylko zablokuje procedurę wydania, ale też wesprze stanowisko rządu Viktora Orbana. I to całkowicie w świetle prawa UE i orzeczeń TSUE.
Zresztą podkreślę wyraźnie – azyl to instytucja prawa krajowego. Formalnie nie ma żadnego związku z ENA. Nałożenie na siebie tych spraw, to rozplątywanie węzła gordyjskiego, które może trwać lata. I to tylko przed sądami węgierskimi. A twórcom ENA nie o to raczej chodziło. W tej kwestii nie pomogą też instytucje międzynarodowe typu Rada Europy, ONZ, czy inne, bo azyl to suwerenna decyzja państwa. Nawet z UE wiąże się on tylko poprzez wspomniany już Protokół 24. I tylko w jego zakresie. Słowem – niezły klops.
I konkluzja. Prowadząc nieudolnie walkę z posłem Romanowskim organy ścigania wsadziły rząd na niezła minę. Naruszanie praworządności i praw człowieka wymaga ciszy. Szczególnie międzynarodowej. Wie to każdy dyktator, mały i duży, wiedzą to również zarządcy UE, którzy przez cały rok udawali, że nie widzą tego co się w Polsce dzieje. Śmierdziało mocno, ale każdy udawał, że nic nie czuje. I teraz Węgry wrzuciły im ten śmierdzący problem na stół. A jest to problem, którego nie da się szybko rozwiązać i zaciekawi cały świat. Trzeba będzie się do tego odnosić. To będzie trwać. A każdy ruch rządu polskiego będzie tylko rozgrzebywaniem rzeczy, której lepiej nie dotykać. Dlatego śmiesznie brzmią rzucane mediom groźby polskich ministrów, jak to teraz przeczołgają Węgry i kto im w tym pomoże. Orban właśnie kupił colę, popcorn i wygodnie rozparł się w fotelu. Wie, co robi, bo chętnie porozmawia o polskiej demokracji na różnych międzynarodowych forach.
Mariusz Muszyński – prof. na Wydziale Prawa i Administracji UKSW