Jan Matejko, któremu bardzo zależało na uznaniu Francuzów, byłby dumny, ale i trochę zdziwiony, że dyrekcji Luwru zależy właśnie na tym obrazie. Stańczyk, alter ego artysty, w przededniu powstania styczniowego wychylił się za krawędź czasu i dojrzał tam upadek ojczyzny. Autorzy wystawy „Oblicza szaleństwa” najwyraźniej uznali, że postać błazna mądrzejszego od pryncypała zaintryguje zwiedzających. Umieścili więc dzieło krakowianina w przedsionku ekspozycji, w towarzystwie rzeźby trefnisia grającego na dudach, która przez wieki zdobiła katedrę w ̕s-Hertogenbosch (rodzinnym mieście Hieronima Boscha), tudzież sprowadzonego z Oslo płótna Gustave’a Courbeta „Mężczyzna szalony ze strachu”. To autoportret młodego malarza siedzącego na skraju przepaści.
Te trzy dzieła sygnalizują rozpiętość tematu. Francuskie słowo „fou” może oznaczać chorego psychicznie, bęcwała i błazna. Nawet największe muzeum świata miałoby problem z wygospodarowaniem przestrzeni wystarczającej dla ogarnięcia problemu.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.