Przedstawicielka neoprokuratury ze swojej strony przyłączyła się do wniosku obrony o uchylenie wyroku skazującego pierwszej instancji ze względu na rozpoznanie sprawy pierwszej instancji przez „nienależycie obsadzony sąd” – tj. przez panią sędzię powołaną do Sądu Okręgowego po reformie KRS z 2017 r. Po stronie prawa zakazującego uśmiercenia dzieci w brzuchu matki stanęła więc dziś rano tylko strona społeczna w postaci przedstawiciela Instytutu Ordo Iuris.
Można zatem spodziewać się uchylenia wyroku I instancji z 2023 r., pomimo iż nie był wcale surowy: osiem miesięcy ograniczenia wolności poprzez prace społeczne za próbę pomocy przy dokonaniu podwójnej aborcji. Sprawa była głośna również za granicą, a dziś rano w Sądzie Apelacyjnym byli również reporterzy AFP, czyli agencji prasowej z jedynego kraju na świecie, który prawo do zabijanie dziecka w fazie prenatalnej ma wpisany w konstytucji. Innych agencji prasowych nie było, ale za to były media lewicowe typu "Gazeta Wyborcza", Okopress czy jakieś „obywatelskie kolektywy” dziennikarskie. Mediów prawicowych niestety nie było, jakby sprawa nie była w ich oczach ważna. Czy w Polsce prawo zakazujące aborcję na życzenie obowiązuje, czy przeciwnie organizacje takie jak Abortion Dream Team mogą otwarcie i bezkarnie pomagać w dokonywaniu aborcji? Oto jest tak naprawdę sprawa Justyny Wydrzyńskiej.
Warto dodać, że kobieta, której pani Wydrzyńska dostarczyła środki służące do aborcji farmakologicznej, wcale nie zaszła w niechcianą ciążę, jak twierdzą proaborcyjni aktywiści i obrona oskarżonej. Tak naprawdę, zdecydowała się na aborcję dopiero, gdy się okazało, że nosi w sobie bliźniaki. A chciała przecież tylko jedno dziecko. Ojciec bliźniaków nie zgadzał się jednak z tą decyzją i to on zawiadomił organy ścigania o zamiarze jego partnerki, stąd doszło do zarekwirowania przez policję pigułek nadesłanych przez Justynę Wydrzyńską i postawienie aktywistki w stan oskarżenia. Matka niechcianych bliźniąt w reakcji na brak zgody ich ojca na zabijanie pociech oskarżyła go o stosowanie przemocy i te oskarżenia są powielane przez jej obronę oraz lewicowe, proaborcyjne media. Także dlatego, że ojciec bliźniąt groził jej, że jeśli dokona tej aborcji odejdzie od niej i zabierze ze sobą ich już narodzone dziecko.
Przed Sądem Apelacyjnym na placu Krasińskim dziś rano w Warszawie stała grupa kilkudziesięciu aktywistów – głównie płci żeńskiej. Skandowali slogany typu „Cześć i chwała – Aborterkom” i inne okropności. Naprzeciw, po drugiej stronie ulicy, stali ludzie z Pro – Prawo do Życia ze swoimi znanymi, drastycznymi (lecz prawdziwymi) zdjęciami abortowanych dzieci. Decyzję sądu poznamy dopiero 13 lutego.