Kiedy Grzegorz Braun ogłosił, że rozpoczyna własną kampanię prezydencką i de facto opuszcza Konfederację oraz gdy poparcie dla niego zadeklarował Janusz Korwin-Mikke, w przeciwieństwie do większości komentatorów, widzących w tym „problem” dla Sławomira Mentzena i Konfederatów, pisałem, że raczej powinni oni otworzyć wielką butlę szampana. W ten sposób bowiem zniknął hamulec blokujący przepływ do Konfederacji rozczarowanych wyborców Trzeciej Drogi, a potencjalnie także Koalicji Obywatelskiej. Ów przepływ z nawiązką zrekompensuje partii Mentzena, Krzysztofa Bosaka i Przemysława Wiplera utratę tych 2 proc. najbardziej nieprzejednanych radykałów. Tak się w istocie stało, sondażowe notowania Mentzena uniosły się wyraźnie niczym balon po odcięciu balastu.
Zdezawuowało to, przynajmniej na razie, inną moją przepowiednię, wcześniejszą, w której sceptycznie odniosłem się do wskazania właśnie Mentzena na kandydata Konfederacji.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.