Oto w programie „Debata Gozdyry” wystąpił dr hab. Marek Migalski, który bez chwili wahania zaprezentował słuchaczom wiązankę nienawistnych farmazonów. Nazwał Donalda Trumpa „kretynem uzbrojonym w głowice nuklearne”, człowiekiem „mającym mentalność i horyzonty myślowe 15-latka”, jest „niedojrzały intelektualnie i emocjonalnie”.
Ta wypowiedź padła w burzliwym dla Polski okresie. Donald Trump realizuje swoją obietnicę wyborczą rychłego zakończenia wojny na Ukrainie, ale w sposób „zdradziecki”, czyli bez udziału Ukrainy przy stole negocjacyjnym. Co gorsza, ten obrót wydarzeń stawia pod znakiem zapytania bezpieczeństwo Polski. Przymilając się do Władimira Putina, prezydent Trump zamierza mu dać wszystko to, czego od dawna pragnął. Nazywa go przyjacielem. Jeszcze oskarża Zełenskiego o rozpętanie konfliktu.
Kolejne programy publicystyczne przyprawiają o ból głowy. Z jednej strony mamy komentariat wieszający psy na Putinie, na Trumpie, na polskiej prawicy, prześcigający się w wywołujących konsternację oszczerstwach. Mowa jest o Jałcie 2.0. Nawet przywołuje się słowa Kamali Harris z debaty prezydenckiej o tym, że „Putin zje Trumpa na obiad”.
Za to z drugiej strony mamy apologetów. Prawo i Sprawiedliwość, kojarzone z ostentacyjno-żenującym podlizywaniem się Donaldowi Trumpowi zbiera cięgi za to, że ich ulubieniec właśnie wbija nóż w plecy Polsce i Ukrainie. Konfederacja zaś nadaje prowadzonym negocjacjom poetycki wydźwięk, nazywając to „koncertem mocarstw”, a także przypominając o tym, że prezydent Trump ma swój styl prowadzenia dyplomacji. Te wyjaśnienia bledną w obliczu zarzutów ze strony mediów, że amerykański prezydent mówi językiem propagandy kremlowskiej.
W tym wirze emocji brak jest jakiejkolwiek refleksji. Wydarzenia ostatnich lat nie mają prawie żadnego wpływu na interpretację obecnych decyzji Donalda Trumpa. Wypomina mu się tylko to, że mści się on na Zełenskim i na Ukrainie za pierwszy impeachment, jakby tylko to wydarzyło się przez te minione 10 lat. Żeby jeszcze to jedno spostrzeżenie miało jakiś związek z rzeczywistością, ale nie! Chodzi tu tylko o znajdywanie kolejnych powodów do opluwania pomarańczowego diabła.
Psychoza antytrumpowa stanowi realne zagrożenie dla polskiego bezpieczeństwa krajowego. To pozornie daleko idące stwierdzenie nie doszacowuje ogromu nieszczęścia, jakie dotknęło Polskę na przestrzeni lat 2020-2025. Ostatnią barierą chroniącą naród przed szalonymi pomysłami klasy politycznej są właśnie media, których głównym obowiązkiem jest, podobno, obiektywne przedstawianie rzeczywistości.
Zamiast tego mamy w mediach zażartą rywalizację w rzucaniu nieprzemyślanych oszczerstw, wygłaszaniu lizusowskich peanów czy dyplomatycznym lawirowaniu przed elektoratem.
Od dłuższego czasu realizowany jest obiektywizm w ujęciu Hillary Clinton. Jej zdaniem „obiektywizm dziennikarski” polega na tym, że Donald Trump stanowi zagrożenie i należy konsekwentnie to podkreślać. To nadzwyczajne spostrzeżenie wyraziła np. w programie Rachel Maddow z 17 września 2024 r.
Zadziwiające w tym wszystkim jest to, że nikt złego słowa nie powiedział o Joe Bidenie. Czy bluźnierstwem jest stwierdzenie, że Joe Biden zawalił sprawę? Że ten old-schoolowy polityk, gwarant bezpieczeństwa Polski, dar niebios przywracający normalność do światowej geopolityki – że cała ta sytuacja go przerosła? Że umieszczono niewłaściwego człowieka na niewłaściwym miejscu w niewłaściwym czasie?
Polska scena medialno-polityczna rozpływała się w niepohamowanym zachwycie nad Joe Bidenem. To było zjawisko tak surrealistyczne, że dla osób śledzących media amerykańskie i polskie kontrast był szokujący. Najbardziej wymowny tego przykład miał miejsce w dniu, w którym zbiegły się ze sobą wywiad Tucker-Putin i oświadczenie prasowe Joe Bidena dotyczące raportu Roberta Hura. Nawet najbardziej przychylne Bidenowi media amerykańskie były w stanie zwrócić uwagę na jego kuriozalne potknięcia. (Patrz artykuł „Cała prawda, całą dobę, ale…” na stronie AmerykaForum.pl.)
A u nas? Nic. Wszystko jest w porządku.
Nikt u nas nie pomyśli nawet przez chwilę: „Czy zostaliśmy oszukani?” Czy ktoś fortelem wciągnął Polskę i Ukrainę w konflikt do mielenia Europy? Czy zaserwowano nam wszystkim czterogwiazdkowy stek bzdur mający na celu zagrywkę na emocjach?
Zwłaszcza na emocjach tych osób, których powinnością powinno być obiektywne i rzetelne przedstawianie rzeczywistości?
Mamy teraz wątpliwą przyjemność obserwować ponure żniwo tego zaniechania dziennikarskiego obowiązku. Bezrefleksyjny festiwal nienawiści i głupoty, okupiony niepotrzebną śmiercią milionów. Brawo.