Kandydat PiS dostał wtedy 5 790 804 głosy. W drugiej turze Karol Nawrocki otrzymał 10 606 877 głosów, z czego – uwaga – aż 45 proc. pochodziło od wyborców innych kandydatów w pierwszej turze. A więc aż ponad 4,7 mln głosów. Można założyć, że większość pochodziła od zwolenników Mentzena i Brauna. Pięć lat wcześniej jedynie 19 proc. głosów oddanych na Andrzeja Dudę pochodziło spoza elektoratu PiS. Całkiem też inaczej niż w 2020 r., gdy wyborcy Krzysztofa Bosaka podzielili się niemal dokładnie pół na pół, tym razem w elektoracie Sławomira Mentzena przewaga głosujących 1 czerwca na kandydata PiS była miażdżąca: ponad 88 proc. Drugiego kandydata wybrało niecałe 12 proc. Jeszcze większe poparcie zdobył Karol Nawrocki w elektoracie Grzegorza Brauna: 92,5 proc. Co prawda, te liczby nie uwzględniają tych, którzy nie zagłosowali w ogóle. Jeśli jednak spojrzeć na liczbę dodatkowych wyborców, którzy wsparli kandydata bloku konserwatywnego, to trzeba założyć, że absencje były względnie rzadkie.
Najzgrabniejszą frazą podsumowującą wybory prezydenckie, jaką widziałem, było: „Jedni nie rozumieją, dlaczego przegrali; drudzy
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.