Zastanawiałem się nad tytułem felietonu o Trybunale Konstytucyjnym, ale znalazłem w prasie tak trafny, że lepszego nie wymyślę. „To zamach na Trybunał – alarmują zamachowcy!” – podsumowała sprawę Ewa Usowicz z „Rzeczpospolitej”. Przypominając, jak u schyłku kadencji, gdy Bronisław Komorowski wynosił już ostatnie meble z opuszczanych pomieszczeń, a wizja koalicji „wszyscy przeciwko PiS” ostatecznie się rozpływała, politycy PO „na rympał” zmieniali ustawę o Trybunale Konstytucyjnym, by uczynić go bastionem oporu przeciwko spodziewanym zmianom. A kiedy nawet zawsze wierna „Gazeta Wyborcza” w jakimś przypływie szczerości nazwała rzecz „skokiem na Trybunał”, ci sami politycy PO szydzili z protestujących, że dla nich stołków też wystarczy.
Prezydent jednak nie przyjął ślubowania pięciu wybranych przez poprzedni Sejm prawem kaduka sędziów, a PiS w szybkim tempie zaczął pracę nad znowelizowaniem ustawy, szermując argumentem, że tylko przywraca stan poprzedni. Przywracając, wprowadza jednak PiS kilka ulepszeń, w tym np. kadencyjność prezesa i wiceprezesa, która jest merytorycznie zupełnie uzasadniona, ale przy okazji wiedzie do celu odwrotnego, niż stawiała sobie PO – uczynienia trybunału bardziej przyjaznym dla „dobrej zmiany”.
Z punktu widzenia prostego obserwatora sytuacja jest groteskowa. Ci sami, którzy przyznawali, że wybór „rzutem na taśmę” pięciu sędziów typowanych przez PO-PSL był przekrętem, apelują do prezydenta, by ów przekręt usankcjonował. A ci, którzy próbowali, z nikim się nie licząc, zawłaszczyć trybunał, labidzą, że im go zawłaszcza, z nikim się nie licząc, PiS.
Przez osiem lat robiąc różne karygodne rzeczy, PO i jej medialni żołnierze na wszelką krytykę odpowiadali butnie: „Jeśli się nie podoba, to se wygrajcie wybory, wtedy wy będziecie decydować”. Znaczyło to w istocie: „Spadać na bambus”, bo wygrana PiS wydawała się absolutnie niemożliwa. No, ale zakonnica została przejechana i teraz nagle establishment powiada: „No nie, to, że się ma większość i prezydenta, nie znaczy, że wszystko można, jest przecież jeszcze przyzwoitość!”.
Otóż właśnie już jej nie ma. I to ci najgłośniej płaczący ją zabili.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.