Marcin Romanowski na łamach „BrusselsSignal” opublikował komentarz zatytułowany "Współudział Komisji Europejskiej w demontażu konstytucyjnego porządku w Polsce".
Zwycięstwo Nawrockiego zakwestionowaniem mandatu koalicji Tuska
Poseł PiS ocenia, że "zwycięstwo Karola Nawrockiego w wyborach prezydenckich i objęcie przez niego urzędu 6 sierpnia stanowi bezpośrednie zakwestionowanie mandatu lewicowo-liberalnej koalicji Tuska do sprawowania rządów".
"W latach 2015–2023 Prawo i Sprawiedliwość uzyskało trwałą demokratyczną legitymację od polskiego społeczeństwa do przeprowadzenia reform ustrojowych, wygrywając w tym okresie wszystkie wybory – zarówno parlamentarne, jak i prezydenckie. W 2023 roku, mimo uzyskania najwyższego wyniku, PiS nie zdołało utworzyć rządu, a władzę przejęła koalicja rozciągająca się od lewicy po centrum, pod przywództwem Donalda Tuska" – zauważa Romanowski.
Poseł PiS ocenił w komentarzu, że "słabość mandatu Tuska od początku wynikała z konieczności współrządzenia z prezydentem wywodzącym się z przeciwnego obozu politycznego". "Prezydent dysponuje konstytucyjnym prawem weta wobec ustaw, które może zostać odrzucone jedynie większością 3/5 głosów w Sejmie – większością, którą Tusk nie dysponuje" – czytamy.
Romanowski wskazuje, że "zgodnie z Konstytucją, bez uwzględnienia woli prezydenta wybranego w bezpośrednich wyborach powszechnych, rząd nie może skutecznie sprawować władzy – może jedynie administrować". "Alternatywą pozostaje ścieżka łamania konstytucji – dokładnie ta, którą Tusk podąża od grudnia 2023 roku. Umożliwiło mu to udzielone – mimo braku mandatu od suwerena, narodu polskiego, przez administrację Bidena oraz Komisję Europejską przyzwolenie, by rozprawić się z obozem suwerenistycznym w Polsce" – ocenił.
W Waszyngtonie Tusk nie ma czego szukać
Polityk podkreślił, że "aktualnie, w Waszyngtonie Donalda Trumpa – co powszechnie wiadomo – Tusk nie ma czego szukać".
"Jednak brukselskie carte blanche dla bezprawia w Polsce wciąż pozostaje w pełni aktywne. Komisja Europejska już dawno bowiem przestała pełnić rolę strażnika traktatów. Wraz z innymi instytucjami centralnymi UE zamieniła unijne instrumenty w narzędzia zawłaszczania nowych kompetencji – poprzez polityczne fakty dokonane, twórczą reinterpretację prawa, a coraz częściej także finansowy i polityczny szantaż" – zauważył.
Romanowski ocenił, że "podważa to fundamentalną zasadę kompetencji przekazanych i krok po kroku ogranicza suwerenność państw członkowskich, okrawanej w ramach klasycznego procesu centralizacji metodą salami". "Ten proceder odbywa się w oparciu o zasadę selektywnego stosowania prawa – co ujawnia nie tylko instytucjonalny, lecz przede wszystkim ideologiczny i partyjny charakter tych działań" – napisał.
Poseł PiS w komentarzu zwrócił uwagę, że "rządy konserwatywne traktowane są z podejrzliwością i wrogością, natomiast administracje lewicowo-liberalne spotykają się z pobłażliwością i wsparciem". "Nigdzie nie widać tych podwójnych standardów wyraźniej niż w podejściu Komisji do kwestii praworządności w Polsce i na Węgrzech"– dodał.
Raport Komisji Europejskiej o "praworządności"
Podkreślił, że "najlepszym dowodem jest tegoroczny raport Komisji Europejskiej na temat praworządności". "W opublikowanej niedawno analizie na łamach Institute of World Politics dokonałem jego krytycznej oceny w odniesieniu do Polski. Polską i węgierską wersję tej analizy opublikował właśnie Węgiersko-Polski Instytut Wolności" – wskazał.
Romanowski dodał, że jego analiza "to nie tylko polemika z haniebnym raportem Komisji na temat Polski – dokumentem, który stanowi de facto afirmację globalistycznego bezprawia po 13 grudnia 2023 roku i zarazem wstrząsającą apoteozę liberalnej autokracji, która sama siebie określa mianem »demokracji walczącej«". "To przede wszystkim udokumentowanie procesu systemowego demontażu demokracji i państwa prawa przez lewicowo-liberalną koalicję Tuska – rząd, który został zainstalowany częściowo dzięki szantażowi polityczno-gospodarczemu ze strony Brukseli, wbrew zasadom fundacyjnym UE, które Komisja rzekomo ma obowiązek chronić" – czytamy.
"Hybrydowa wojna prawna" przeciwko Polsce
Polityk zauważył, że "przez osiem lat instytucje unijne prowadziły przeciwko konserwatywnemu rządowi Polski hybrydową wojnę prawną". "Dziś te same instytucje legitymizują i gwarantują jaskrawe bezprawie realizowane przez administrację Tuska. Najnowszy raport Komisji przemilcza, marginalizuje lub wręcz aprobuje działania, które burzą fundamenty państwa prawa i naruszają Konstytucję RP – nierzadko wypełniając znamiona poważnych przestępstw przeciwko państwu w rozumieniu prawa krajowego, bądź co najmniej stanowiąc przestępstwa urzędnicze, takie jak nadużycie władzy, ścigane na mocy tych samych przepisów Kodeksu karnego" – zwrócił uwagę.
Poseł PiS ocenił, że "każda strona raportu Komisji przesiąknięta jest politycznym cynizmem i prawną hipokryzją". "Pierwszy z brzegu przykład: w 2024 roku premier i minister sprawiedliwości dokonali nielegalnego, siłowego przejęcia prokuratury. Minister sprawiedliwości, powołując się na trzy prywatne opinie prawne zamówione pod z góry założoną tezę, uznał, że niezależny Prokurator Krajowy nigdy nie został prawidłowo powołany – mimo wcześniejszej legalnej nominacji. Zablokowano mu fizycznie dostęp do siedziby Prokuratury Krajowej. Wkrótce potem premier – bez ustawowo wymaganego udziału prezydenta – powołał na to stanowisko całkowicie lojalnego politycznego nominata. Dało to początek czystkom, umarzaniu śledztw wobec politycznych towarzyszy oraz wycofywaniu wniosków o uchylenie immunitetów" – wskazał.
Jako przykład podaje tu sprawę dotyczącą posła Romana Giertycha, bliskiego współpracownika Tuska, któremu prokuratura postawiła zarzut wyprowadzenia ponad 20 milionów euro ze spółki giełdowej. "Decyzję o umorzeniu śledztwa ukrywano przez wiele miesięcy – co nie dziwi, biorąc pod uwagę, że opierała się ona na absurdalnej tezie, iż Giertych nie miał świadomości wielomilionowych transakcji dokonywanych przez jego… kierowcę i ochroniarza w spółce, dla której świadczył doradztwo prawne. Mimo to raport Komisji głosi, że »poczyniono znaczące postępy« w zakresie uniezależnienia prokuratury od rządu!" – napisał.
Zdaniem Marcina Romanowskiego "dziś, za rządów Tuska, prokuratura stała się narzędziem walki politycznej z opozycją – z wykorzystaniem sfabrykowanych zarzutów i tortur psychicznych w areszcie, by wymusić fałszywe zeznania".
"Europejski Trybunał Praw Człowieka przyjął już do rozpoznania kilka takich spraw. W moim przypadku doszło do bezprawnego zatrzymania – z naruszeniem prawa międzynarodowego – w efekcie którego Węgry udzieliły mi azylu politycznego, a Interpol odmówił wydania czerwonej noty" – wskazuje.
Ocenił, że "Polska została w ten sposób zrównana z Białorusią, Rosją i innymi autokratycznymi reżimami".
"W kolejnym rażącym przykładzie raport jedynie mimochodem wspomina, że Państwowa Komisja Wyborcza odrzuciła sprawozdanie finansowe jednej z partii, co skutkowało utratą środków publicznych – nie dodając, że chodzi o Prawo i Sprawiedliwość, największą partię opozycyjną. W istocie była to próba de facto likwidacji opozycji – całkowicie sprzeczna z obowiązującym prawem i faktami. Sąd Najwyższy uznał to działanie za nielegalne i nakazał wypłatę środków zgodnie z Kodeksem wyborczym. Mimo to premier Tusk napisał na platformie X, że jego zdaniem »pieniędzy nie ma i nie będzie« – a minister finansów po prostu zignorował wyrok SN" – czytamy.
W opinii Romanowskiego "był to jednocześnie manewr polityczny mający na celu oczyszczenie pola przed kampanią prezydencką i zapewnienie zwycięstwa wybranemu przez Tuska kandydatowi – faworytowi globalistów, Rafałowi Trzaskowskiemu. Stąd też tak duża presja na wygranie wyborów prezydenckich – również za pomocą bezprawnych metod. A jednak – jak zwykle w polskiej historii – społeczeństwo się nie poddało. Dziesiątki tysięcy drobnych datków sfinansowało kampanię Karola Nawrockiego, który odniósł zwycięstwo mimo frontalnego ataku ze strony aparatu państwowego, medialnego establishmentu i lewicowo-liberalnych elit" – przypomniał.
Wolność słowa i mediów
Zdaniem polityka „hipokryzja Komisji Europejskiej najbardziej jaskrawo ujawnia się w kwestii wolności słowa i wolności mediów”. "Globaliści na całym świecie toczą wojnę z wolnością wypowiedzi – Polska nie stanowi tu wyjątku. Na początku roku Ministerstwo Cyfryzacji przygotowało projekt ustawy cenzorskiej, ukrytej pod pretekstem implementacji rozporządzenia DSA. Niezależni dziennikarze są coraz częściej prześladowani i zastraszani – bezpośrednio przez rzecznik Prokuratora Generalnego czy nowego ministra sprawiedliwości. Przedsiębiorcy są szantażowani, by wycofywać reklamy z konserwatywnych mediów, a dziennikarze stacji TV Republika – największego pod względem oglądalności kanału w Polsce – są systematycznie niedopuszczani do udziału w konferencjach prasowych rządu. Rządowi politycy wprost grożą odebraniem koncesji największym konserwatywnym nadawcom. A co na to Komisja? W raporcie znajduje się pochwała »reformy« mediów publicznych. Na czym polegała ta reforma? Na brutalnym i bezprawnym przejęciu mediów publicznych – w oczywistej sprzeczności z obowiązującymi przepisami prawa" – napisał.
Romanowski przypomniał, że był tego bezpośrednim świadkiem, podczas pierwszej oficjalnej interwencji poselskiej w siedzibie Polskiej Agencji Prasowej, gdy dotarły do informacje, że osoby powołujące się na ministra kultury Bartłomieja Sienkiewicza próbują siłą zająć budynek.
"Zgodnie z polskim prawem, jedynie Rada Mediów Narodowych – a nie minister – ma kompetencje do powoływania i odwoływania kierownictwa PAP. Podobnie jak kierownictwa reszty mediów publicznych. Razem z dziennikarzami i innymi posłami opozycji fizycznie broniliśmy dostępu do gabinetu legalnie powołanego prezesa PAP, uniemożliwiając bezprawne przejęcie instytucji. Tymczasem sam Sienkiewicz, który kierował tą operacją siłowego przejęcia, zasiada dziś w Parlamencie Europejskim jako członek specjalnej komisji ds. ochrony demokracji – dla niego oznacza to najwyraźniej łamanie prawa i wdzieranie się do instytucji publicznych przy użyciu siły fizycznej" – dodał.
Atak na KRRiT
Poseł PiS zauważył, że "pominięto również całkowicie bezprecedensowy atak na Krajową Radę Radiofonii i Telewizji – konstytucyjny organ stojący na straży wolności słowa i pluralizmu mediów, o którym mowa w art. 213 Konstytucji". "Przewodniczący Rady odważnie bronił wolności słowa i nie wahał się przyznawać koncesji stacjom konserwatywnym. W odpowiedzi posłowie koalicji rządzącej wszczęli wobec niego procedurę postawienia w stan oskarżenia przed Trybunałem Stanu – nie w celu uzyskania skazania, lecz po to, by doprowadzić do jego zawieszenia i sparaliżować działalność Rady. Stało się to mimo jednoznacznego orzecznictwa Trybunału Konstytucyjnego – najpierw w ramach środków zabezpieczających, które zakazywały podejmowania jakichkolwiek działań, a następnie w ostatecznym wyroku, w którym Trybunał orzekł, że samo wszczęcie procedury oskarżenia wobec członka niezależnego organu konstytucyjnego nie może skutkować automatycznym zawieszeniem, a decyzja taka musi zapaść większością kwalifikowaną 3/5 głosów" – napisał.
Zaznaczył, że "posłowie koalicji zignorowali to orzeczenie – które zgodnie z art. 190 Konstytucji ma moc powszechnie obowiązującą i ostateczną – i zwykłą większością głosów zawiesili przewodniczącego". "Jednym ruchem złamano niezależność dwóch konstytucyjnych organów: KRRiT i Trybunału Konstytucyjnego. Mamy tu do czynienia z konstytucyjnym zamachem stanu – za który polskie prawo karne przewiduje karę nawet dożywotniego pozbawienia wolności" – wskazał.
Schemat powtarza się w sądownictwie
Romanowski ocenił, że "ten sam schemat powtarza się w sądownictwie". "Minister Sprawiedliwości – z naruszeniem obowiązujących przepisów – skrócił kadencje setek prezesów i wiceprezesów sądów, zastępując ich politycznymi nominatami”. „Zignorował przy tym wyrok Trybunału Konstytucyjnego, który orzekł, że działania ograniczające udział Krajowej Rady Sądownictwa – organu konstytucyjnego strzegącego niezależności sądów i niezawisłości sędziów (art. 186 Konstytucji) – w procedurze nominacyjnej są niekonstytucyjne. W konsekwencji manipulacje składami sędziowskimi w sprawach politycznych stały się nagminną praktyką. W sądach dokonywane są kadrowe czystki. Ponad tysiąc etatów sędziowskich pozostaje nieobsadzonych, ponieważ minister odmawia ogłoszenia naboru, chcąc zablokować nominacje spoza wpływu lewicowo-liberalnego środowiska" – czytamy.
Polityk zwrócił uwagę, że "równocześnie ukrywane są dane statystyczne dotyczące funkcjonowania sądów – by nie ujawnić skali zapaści, do której doprowadzono". "Minister Sprawiedliwości całkowicie ignoruje Krajową Radę Sądownictwa – z wyjątkiem momentów, gdy jego prokuratorzy dokonują w jej siedzibie rewizji z udziałem służb specjalnych, wyważają szafy i wynoszą akta postępowań dyscyplinarnych dotyczących sędziów powiązanych z politykami obecnej władzy. Następnie odwołuje rzeczników dyscyplinarnych – mimo że ustawa gwarantuje im kadencyjność i nie przewiduje możliwości ich odwołania – opierając się na wnioskowaniu a contrario, co jest prawdziwym kuriozum!".
Pojęcie "praworządności" narzędziem wojny z rządami konserwatywnymi
Zdaniem Romanowskiego "lista naruszeń – instytucjonalnych, prawnych i konstytucyjnych – jest długa". "Oczywiście Komisja Europejska w ogóle nie powinna zajmować się większością z tych kwestii. Państwa członkowskie nie po to finansują rozbudowaną biurokrację europejską, by ta zaniedbywała swoje traktatowe obowiązki. Ale jeśli Komisja uparcie chce występować w roli obserwatora praworządności w Europie, to powinna przynajmniej zachować bezstronność" – dodał.
Zaznaczył, że pojęcie "praworządności" stało się wygodnym narzędziem ideologicznej wojny z rządami konserwatywnymi, które nie wpisują się w globalistyczny projekt.
"Powiedzmy to otwarcie: gdyby rząd PiS dopuścił się choćby 1 proc. tego, co dziś robi koalicja Tuska, Bruksela grzmiałaby o »końcu demokracji«, a światowe media donosiłyby o śmierci wolności w Polsce. To, z czym mamy do czynienia, to wyjątkowo prymitywna operacja polityczna, której nie da się – mimo najlepszych wysiłków – ubrać w pozory neutralności czy obiektywizmu. Ale czego można oczekiwać po politykach drugiego sortu wysyłanych do Brukseli – z DidieremReyndersem na czele, architektem corocznych raportów, który sam w obliczu zarzutów o pranie brudnych pieniędzy tłumaczył się wygraną na loterii przez dziesięć kolejnych lat. Jego tłumaczenia są równie absurdalne i niewiarygodne jak instrumentalne użycie pojęcia »praworządności« przez Komisję Europejską" – ocenił Marcin Romanowski.
Czytaj też:
Ziobro: Prezydent mógł odmówić powołania Żurka i na oczach całej Polski upokorzyć TuskaCzytaj też:
Ziobro: KE jak postsowiecka Rada Komisarzy Ludowych
Zostań współwłaścicielem Do Rzeczy S.A.
Kup akcje już dziś – roczna subskrypcja gratis.
Szczegóły:
platforma.dminc.pl
