Miller: Nie kombinować. Prawda prędzej, czy później wychodzi

Miller: Nie kombinować. Prawda prędzej, czy później wychodzi

Dodano: 
Zniszczony dach domu w Wyrykach
Zniszczony dach domu w Wyrykach Źródło: PAP / Wojtek Jargiło
Prawda prędzej, czy później wychodzi na jaw, zwraca uwagę Leszek Miller, przekonując, że w sprawie domu w miejscowości Wyryki władze niepotrzebnie kombinowały. – Władze nie mogły nie wiedzieć. Tam gdzie rakieta pada, to wie pilot w kokpicie, który ją wystrzeliwuje i wie obsługa naziemna – mówi były premier.

Z ustaleń "Rzeczpospolitej" wynika, że dom w Wyrykach został uszkodzony nie przez rosyjski dron, a przez polską rakietę, która miała drona strącić, jednak w tym przypadku nie zadziałała właściwie.

Nie zmienia to faktu rosyjskiej odpowiedzialności, bo to strona rosyjska naruszyła polską przestrzeń powietrzną, co podkreślił w środę na konferencji prasowej premier Donald Tusk. Jednak na nadzwyczajnym posiedzeniu na forum ONZ polski przedstawiciel wiceminister Bosacki przedstawił nieprawdziwą informację, że w budynek ten uderzył rosyjski dron.

Doniesienia "Rz" potwierdził w środę minister koordynator służb specjalnych Tomasz Siemoniak. – Wszystko na to wskazuje, że była to rakieta wystrzelona przez nasz samolot w obronie Polski – powiedział w TVN24.

Miller: Przyznać, nie kombinować

W czwartek na antenie Radia Zet o sprawę został zapytany Leszek Miller. – Pretensje, jakie można mieć w tej sprawie to jest to, że proces dochodzenia do prawdziwej informacji, na którą czekali obywatele Rzeczpospolitej trwał tak długo. Ta rakieta w Wyrykach spowodowała, że polskie władze w tej sprawie zachowały się trochę, jak ukraińskie władze ws. Przewodowa – zauważył były szef rządu.

– Otóż kiedy wiadomo, że dochodzi do tragicznej pomyłki, trzeba szybko się przyznać, przeprosić, wypłacić odszkodowanie i zamknąć temat. Nie kombinować. Prawda prędzej, czy później się wyleje i tylko poniesie się konsekwencje tego – dodał.

Wyryki. "Nie zakładam, że wojsko nie poinformowało zwierzchników"

Pytany, czy władze wiedziały, co się wydarzyło, odpowiedział, że nie mogły nie wiedzieć. – Dlatego, że tam gdzie rakieta pada, to wie pilot w kokpicie, który ją wystrzeliwuje i po drugie wie obsługa naziemna. Nie zakładam, że wojsko nie poinformowało swoich zwierzchników. Być może piętra przekazywania informacji są zbyt liczne – powiedział.

Czytaj też:
Co spadło na dom w Wyrykach? Siemoniak: Była to rakieta wystrzelona przez nasz samolot
Czytaj też:
Tusk podłącza się pod głośny sondaż? "Ufają Wojsku, nie Panu"


Polecamy Państwu „DO RZECZY+”
Na naszych stałych Czytelników czekają: wydania tygodnika, miesięcznika, dodatkowe artykuły i nasze programy.

Zapraszamy do wypróbowania w promocji.


Źródło: Radio ZET / TVN 24 / Rzeczpospolita
Czytaj także