W wiekopomnym dziele oczyszczania naszej szkoły z miazmatów wydzielanych przez szkodliwe lektury ministra Barbara Nowacka i wynajęte przez nią służby deratyzacyjne wyraźnie prześlepiły „Chłopców z Placu Broni”.
Pewnie dlatego, że książka ta nie przynależy do literatury polskiej, napisana została przez Węgra, 119 lat temu, i prawem kaduka uchodzi za klasyczną pozycję literatury dla dzieci i młodzieży.
Uczy ona rzekomo wierności w przyjaźni, solidarności, przestrzegania życiowych zasad, a nade wszystko patriotyzmu. A naprawdę budapeszteńska gówniażeria, czyli tytułowi chłopcy z Placu Broni, walczy o miejsce do gry w palanta, popularnego widać w końcu XIX stulecia, kiedy to toczy się akcja tego napisanego na kolanie powieścidła, a właściwie powieścidełka, bo rzecz jest nie za długa i to stanowi jedyną jej zaletę.
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
