ŁUKASZ ZBORALSKI: Niedawno rosyjska rakieta znów wleciała na polskie niebo. Była nad naszym terytorium prawie minutę. Dlaczego jej nie zestrzelono?
MARIUSZ CIELMA: Przedstawiciel Dowództwa Operacyjnego na briefingu powiedział ciekawe zdanie – że ten pocisk nie znajdował się w zasięgu naszych środków rażenia. Co by trochę pokazywało, że w tym momencie nie było to możliwe. Formalnie takie możliwości jednak są, bo rok temu zmieniono przepisy i teraz są one bardziej elastyczne. Przejrzyściej pod względem prawnym można zareagować na takie naruszenia i wykorzystać wojsko w zwalczaniu takich zagrożeń.
Czy my w ogóle mamy sprzęt, który pozwala na zestrzeliwanie takich rakiet?
Z nowszych rozwiązań od roku posiadamy dwa zestawy po trzy wyrzutnie wprowadzone w ramach projektu Mała Narew. To rozwiązanie pomostowe, trochę ratowanie sytuacji sprzętowej. Jest to połączenie nowych polskich radarów z brytyjską rakietą CAMM o zasięgu około 20 km. Jeśli znamy miejsca ryzyka dziś – a wszystkie takie incydenty przy granicy zdarzają się w województwie lubelskim – to można takie zestawy tak umieścić, aby mieć szansę na skuteczną reakcję. To najnowocześniejszy nasz sprzęt. W trakcie wprowadzania mamy jeszcze zestawy Patriot. Byłbym jednak ostrożny ze stwierdzaniem, czy one są już gotowe do operacyjnego działania. Oprócz tego mamy oczywiście jeszcze stare systemy. Są archaiczne. Istnieje nawet ryzyko, że rakiety, które do nich kupowaliśmy w czasach PRL, mogłyby nie zadziałać.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.