Segda w wywiadzie jakiego udzieliła pismu powtarza narracje, które w swojej kuriozalnej książce „To jest wojna” spisała nie tak dawno Klementyna Suchanow, jedna z liderek manifestacji Ogólnopolskiego Strajku Kobiet. Zacytujmy: „To, czego dopuścili się Trybunał Konstytucyjny pod rękę z Kościołem, jest wyrazem pogardy do kobiet i stanowi pogrzeb praw człowieka w Polsce. Pożałują”.
„Tygodnik Powszechny” z tej opinii, całkowicie ignorującej nie tylko nauczanie Kościoła, ale i sięgającą starożytności tradycję moralną mówiącą o godności życia ludzkiego od jego poczęcia, uczynił własny głos. Nie wydaje się także by „Tygodnik” był zainteresowany dyskutowanym na temat tego, czy powstrzymywanie kobiet przez zabijanie swoich dzieci jest rzeczywiście pogardą wobec kobiet. Czy może kobiety, które aborcji dokonały lub ją popierają same ściągają na siebie uczucie bycia pogardzanymi. Choć objawów tej pogardy nie widać.
Nie widać by „Tygodnik” był zainteresowany czymś więcej poza udziałem w emocjach swoich mieszczańskich, liberalnych czytelników. Nawet konstytucja Rzeczpospolitej przestała być ciekawa. Oczywiście w przypadku pisma komercyjnego to nie dziwi, sprzedaż wzrasta. W konsekwencji przekłada się to na sytuację, w której nie „Tygodnik” - lepiej lub gorzej - formuje swoich czytelników, jak to bywało w dawnych czasach, ale sam publikuje po prostu, to co się podoba jego publiczności.
Zachowanie redakcji „Tygodnika”, jest zresztą tylko zwieńczeniem wcześniejszej drogi, na której np. promowano ks. Krzysztofa Charamzę, który niedługo po występie na okładce „TP” odszedł z kapłaństwa na oczach światowych mediów i w glorii homoseksualnego bohatera. Felietonistą „TP” nie tak dawno została Dorota Masłowska oburzająca się na określanie jej mianem katoliczki. Może Anna Dziewit-Meller, która odeszła ostatnio z tygodnika, ponieważ nie mogła dłużej wytrzymać w katolickim piśmie, mogłaby jednak wrócić, trudno powiem powiedzieć, co jest w „Tygodniku Powszechnym” katolickiego.
Dla mnie sygnałem, że w sprawie „Tygodnika Powszechnego” coś pęka, być może ostatecznie, stało pożegnanie się z tytułem Tomasza Kyci, dziennikarza i publicysty, na co dzień mieszkającego w Niemczech, piszącego często do pism tzw. katolewicy. Jego korespondencje w ostatnim czasie były właściwie ostatnimi ciekawymi materiałami publikowanymi na portalu „Więzi”, gdzie coraz bardziej krytycznie opisywał sytuację niemieckiego Kościoła.
"Drogi @tygodnik, wielokrotnie publikowałem u Was, najczęściej na Wasze zaproszenie. Po tej okładce i Waszym ostatnim zaangażowaniu mówię DZIĘKUJĘ, WYSTARCZY. Albo zmienicie nazwę, albo treści. Inaczej wprowadzacie ludzi w błąd" - napisał na Twitterze użytkownik Kycia.
Jest dla mnie oczywiste, że w Kościele mamy rozmaitość stanowisk w sprawach teologii, pobożności, czy spraw społecznych. Jednak są kwestie, co do których obowiązują wartości nienegocjowalne, jak je określił Benedykt XVI, i których porzucenie oznacza po prostu stawianie siebie poza obszarem – przynajmniej katolickiej – dyskusji. W innym wypadku mamy do czynienia z żerowaniem na ludzkiej religijności.
Czytaj też:
"Liberalny krytyk Kościoła od środka". Niemiecki dziennik wychwala ks. BonieckiegoCzytaj też:
Masłowską oburzało określenie "katoliczka". Została felietonistką "Tygodnika Powszechnego"