Niedawno na lotniku w Hongkongu zobaczyłam wielką reklamę prowincji Hunan, przedstawiającą piękne wodospady, wpadające do malowniczego jeziora. Hasło brzmiało: „Odwiedź Hunan, ojczyznę Mao Zedonga”… Zrobiło mi się lekko słabo. Człowiek, który zagłodził 40 milionów Chińczyków, zachęcał do podróży do swoich rodzinnych stron? To było możliwe tylko w Państwie Środka.
Ostatnie 70 lat chińskiej historii charakteryzuje wiele paradoksów. Od 1 października 1949 roku, gdy o godzinie 15:00 z tarasu na bramie Tiananmen, u wejścia do Zimowego Pałacu cesarskiego – Gugong – Zakazanego Miasta, przywódca KPCh Mao Zedong proklamował stworzenie nowego państwa, po wystąpienie Xi Jinpinga na Forum Ekonomicznym w Davos na początku 2017 roku, podczas którego otwarcie chwalił globalizację, wolny rynek i wolny handel. To czas, w którym cywilizacja chińska, w wyniku Wielkiego Skoku, osunęła się w największą biedę, a pomysł rewolucji kulturalnej Mao kosztował ludność chińską 40 milionów istnień, po współczesne czasy, kiedy populacja Chin wynosi 21 proc. światowej, a – licząc samą podaż rąk do pracy – Chiny stanowią aż 25 proc. całego globu i szacuje się, że w roku 2020 chińskie realne PKB wzrośnie do 18-20 proc. światowego.
Aż trudno wyobrazić sobie, że taka zmiana jest możliwa.W 1958 ludność wiejska masowo umierała z głodu i jak komentuje chiński autor z Kantonu Yuan Longping był to rodzaj chińskiego Holokaustu. Wtedy naterenie Chin zniknęło państwo w liczebnie porównywalne do dzisiejszej Polski. Stało się to w efekcie Wielkiego Skoku. Mao za cenę produkcji 12 ton niskiej jakości żelaza doprowadził Państwo Środka niemal do upadku. Ten okres wszedł do historii powszechnej Chin jako „Wielki głód”, a w podręcznikach jest określany jako „trzy lata narodowej tragedii”. To jednak określenia eufemistyczne. Prawdą jest, że była to prawdopodobnie największa klęska głodu w dziejach ludzkości. Przywołajmy świadectwo uczestnika tych wydarzeń, do których dotarł holenderki historyk Frank Dikötter i opisał w wybitnej książce „Wielki Głód. Tragiczne skutki polityki Mao 1962-1976”: „Zjedliśmy wszystko – korę z drzew, trawę i liście, takie rzeczy, których nawet zwierzęta nie chciały tknąć. Wiele osób zmarło na skutek zatrucia pokarmowego. Pewnego dnia trzy osoby z mojej grupy upadły martwe przy drodze. Przechodnie zdarli z nich ubrania. Martwi mieli odsłonięte zęby i wystawione języki, jakby wciąż byli głodni. Musieliśmy głęboko zakopać ciała, bo inaczej znów by ich wyciągnięto. Ludzie rzucali się na wszystko”.
W 1958 roku drożono pomysł Mao nazwany polityką „trzech czerwonych sztandarów”. Zawierał on reformę sterowania państwem odgórnie przez Partię, stworzenie komuny ludowej oraz koncepcję Wielkiego Skoku. Ostatni punkt zakładał dogonienie Wielkiej Brytanii w produkcji stali. Po dyrektywie Wielkiego Wodza Chiny ogarnęła „gorączka stalowa”. Wioski i wszystkie gospodarstwa zostały zmienione w wielkie „dymarki świętokrzyskie”. Chłopi zbierali żelazny złom i wszystkie okoliczne przedmioty ze stali, a następnie przetapiali w polowych piecach. W efekcie produkcja tego metalu wzrosła w kraju z 5,35 mln ton do 8,5 mln ton. Co więcej chłopi, kiedy nie przetapiali stali, to zajmowali się walką ze zwalczaniem czterech plag: wróbli, szczurów, much i komarów. Nie starczało im czasu i sił na uprawę roli. Nikt się nie zajmował polami, na których szybko zapanował nieurodzaj, a potem przyszedł głód.
Bieda była tak wielka, że jedzono pędy paproci, korzenie winorośli, kokosy ziemne, kore drzew i trawę. Nawet buddyjscy mnisi polowali na szczury. Jak podaje Dikötter dochodziło również do przypadków kanibalizmu. Prości ludzie rozpaczliwie walczyli o przetrwanie, bo to właśnie ich Wielki Skok dotknął najmocniej. Mao mianował trzy osoby odpowiedzialne na uporządkowanie sytuacji: Deng Xiaopinga, Zhou Enlai i Liu Shaoqi. To oni starali się zatrzymać katastrofę. W tym samym czasie Mao (co jest dobrze udokumentowane m.in. dzięki wspomnieniom jego lekarza Li Zhisiu) pisywał poezje, spędzał czas z młodymi kobietami oraz planował kolejne intrygi polityczne. To właśnie za pomocą intryg sprawował rządy. Wiadomo, jaki los spotkał trzech wyżej wspomnianych reformatorów, po tym jak wykonali swoje zadania. Liu Shaoqi trafiłdo więzienia i umarł w męczarniach w 1969 roku. Deng Xiaoping prawdopodobnie przeżył kilka miesięcy uwięziony w ziemnym dole, a potem znalazł się w areszcie domowym na głębokiej prowincji, gdzie pozbawiony środków do życia musiał wraz z rodziną wyżywić się z uprawy ogródka. Wrócił do łask Mao dopiero po zdradzie marszałka Lin Bao. Jedynie Zhou Enlai uniknął tragicznego losu, dzięki politycznemu lawirowaniu i służalczej postawy wobec Wodza, za co przypłacił zdrowiem.
Przy czym paradoks postaci przewodniczącego Komunistycznej Partii polega na tym, że będąc jednocześnie jednym z największych rzeźników ludności chińskiej, stał się twórcą obecnie panującej „dynastii” spod znaku KPCh. W powszechnej chińskiej świadomości nie jest zbrodniarzem ale wodzem. Jako mąż stanu napełnił Chiny poczuciem dumy i rangi, kreśląc przed nimi obraz wielkiego państwa o nie mniejszych tradycjach, ambicjach i potencjale. Jak zauważył jeden z byłych czołowych członków partii, a następnie jej zażarty krytyk Li Rui: „Dopóki istnieje Partia, będzie trwał wpływ Mao”.
Czytaj też:
W Chinach dzieci nie będą mogły wchodzić do kościołów
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.