Francja cenzuruje internet

Francja cenzuruje internet

Dodano: 
Prezydent Francji Emmanuel Macron
Prezydent Francji Emmanuel Macron Źródło: PAP/EPA / Yoan Valat
Po dwukrotnie odrzuconym sprzeciwie Senatu, którego poprawek nie uwzględniono, 13 maja br. francuskie Zgromadzenie narodowe przyjęło prawo dotyczące „zwalczania nienawistnych treści w internecie”, zwane „ustawą Avia”. Prawo, krytykowane przez opozycję, na wniosek posłów klubu Les Républicains zostało skierowane do rozpatrzenia przez Trybunał konstytucyjny Republiki.

We Francji panuje powszechny zwyczaj nazywania ustaw nazwiskiem posła sprawozdawcy, co ze zrozumiałych przyczyn próżności ludzkiej przyczynia się do biegunki legislacyjnej, ale przede wszystkim do mnożenia ustaw o charakterze światopoglądowym, upamiętniających po wieczne czasy nazwisko polityka wśród pionierów postępu. Tak na przykład „ustawa Veil” to wprowadzone we Francji w 1975 r. prawo aborcyjne. „Ustawa Taubira” to z kolei wprowadzone w 2013 r. prawo umożliwiające zawieranie cywilnych małżeństw przez osoby tej samej płci. I rzeczywiście Simone Veil, ówczesna minister ds. zdrowia, urosła do ikony bojowniczki o prawa kobiet, a nie będąc w zasadzie pisarką zastała nawet zaliczona w poczet „nieśmiertelnych” geniuszy literackich Akademii Francuskiej. Christiane Taubira wprawdzie „nieśmiertelna” na razie nie jest, jednak jej dorobek pisarski, przynajmniej co do ilości, daje nie mniejsze szanse na dołączenie pod słynną kopułę przy Quai Conti. Zdążyła ona jednak zabłysnąć na kartach historii Republiki wkładem na rzecz „równouprawnienia” mniejszości seksualnych za prezydentury socjalisty François Hollande’a, będąc wówczas ministrem sprawiedliwości. Co ciekawe, przodownicy postępu sami nie zawsze nadążają za „mądrością etapu”. Madame Veil u schyłku życia stanowczo krytykowała ustawę Madame Taubira, lecz najwyraźniej szybko puszczono tę reakcjonistyczną pomyłkę w niepamięć, skoro kilka lat później – zmarła w 2017 r., w wieku 90 lat – dostąpiła najwyższego pośmiertnego zaszczytu ze strony Republiki w postaci pochówku w narodowym Panteonie na wzgórzu św. Genowefy w Paryżu. I do tego właśnie grona wybitnych za życia i po śmierci dam dołączyła dopiero co Laetitia Avia, mając niespełna trzydzieści pięć lat.

Urodzona w skromnej rodzinie imigranckiej przybyłej do Francji z Togo, błyskotliwa prawniczka będąca od 2017 r. posłem z ramienia centrolewicowej partii LREM prezydenta Emmanuela Macrona (którego jest notabene „starą” dobrą znajomą), została nawet wymieniona w exposé premiera Edouarda Philippe’a jako przykład osobistego sukcesu i symbol współczesnej Francji, walczącej z nierównościami i wykluczeniem społecznym. Wraz z ustawą o jej nazwisku Avia rzeczywiście wpisuje się w trendy współczesności, choć, wbrew deklarowanym intencjom, wspomniane prawo może w rzeczywistości doprowadzić do wykluczenia we Francji „niepoprawnego politycznie” dyskursu, przynajmniej jeśli chodzi o internet.

Publicystyka i dziennikarstwo działają we Francji w oparciu o prawo swobody druku i publikacji z 1881 r. Na przestrzeni 140 lat doznało ono trzech ograniczeń ustawowych: w 1972 r. ustawa Plevena wprowadziła sankcje za podżeganie do nienawiści na tle rasowym za pomocą publicznych wypowiedzi, ustnych bądź pisemnych. To właśnie w oparciu o tę ustawę publicyści używający niepoprawnej politycznie retoryki, np. względem zjawiska imigracji we Francji, są regularnie ciągani po sądach przez pozarządowe stowarzyszenia mające za cel zwalczanie rasizmu (i nierzadko uniewinniani, jak „recydywista” Eric Zemmour). Z kolei w 2004 r., w ramach nowych ustaw antyterrorystycznych organom administracji państwowej przyznano prawo cenzury internetu w przypadku treści popierających terroryzm bądź materiałów dziecięcej pornografii. Co ważne, choć przedmiot cenzury ogólnie nie budził zastrzeżeń, po raz pierwszy przyznano władzy pozbawionej sądowej jurysdykcji prawo ograniczania gwarantowanej konstytucyjnej swobody wypowiedzi.

Obecna „ustawa Avia” powiela ten schemat w kontekście „mowy nienawiści”, cedując obowiązek cenzury bezpośrednio na (prywatne) podmioty internetowe i motywując je perspektywą gigantycznych kar finansowych. Ustawa zobowiązuje portale (w tym te zagraniczne, jeśli dostępne na terenie Francji) do wprowadzenia narzędzi umożliwiających zgłaszanie treści stanowiących mowę nienawiści (co w zasadzie już powszechnie funkcjonuje), a w przypadku naruszenia prawa do usunięcia treści w ciągu 24 godzin od otrzymania zgłoszenia (w przypadku treści o charakterze terrorystycznym lub stanowiących dziecięcą pornografię treść ma zostać usunięta z portalu w ciągu godziny). W przypadku niezrealizowania swego obowiązku, przedstawiciel portalu, wskazany na mocy ustawy z imienia i nazwiska przez firmę-właściciela, podlega karze 250 000 €, zaś na samą firmę może zostać nałożona kara w wysokości do 4% obrotów firmy... liczonych łącznie na całym świecie.

Celem uspokojenia polskich portali internetowych dostępnych także przez internet we Francji zaznaczmy może już od razu, że prawo to tyczy się mediów społecznościowych (jak np. YouTube, Facebook czy Twitter), platform społecznościowych (typu Wikipedia czy Tripadvisor) oraz wyszukiwarek internetowych (Google, Yahoo!, Bing itp.). W rzeczywistości odpowiednie rozporządzenie określi skalę odwiedzających dany portal miesięcznie, wedle której będzie zachodzić obowiązek respektowania 24 godzinnego terminu. Z kolei donosiciel dokonujący nieuzasadnionych (intencjonalnie) zgłoszeń może spotkać się z karą do roku więzienia oraz 15 000 euro grzywny.

Zasadniczo „ustawa Avia” powiela analogiczne rozwiązania do podobnego prawa obowiązującego w Niemczech od 2018 r. i budzi mniej więcej te same obawy, które wyrazili już wówczas Polscy dziennikarzy w liście otwartym, w tym dziennikarze DoRzeczy (zob. https://dorzeczy.pl/swiat/52576/Walka-z-hejtem-czy-cenzura-List-polskich-dziennikarzy-ws-wolnosci-slowa-w-Niemczech.html). Przede wszystkim, odnośnie samego przedmiotu – „nawoływania do nienawiści czy krzywdy z powodu rasy, religii, pochodzenia etnicznego, płci, orientacji seksualnej czy niepełnosprawności” – francuscy prawnicy wskazują na niebezpieczeństwo krępowania politycznej debaty, a nawet samej swobody wypowiedzi, w problematyce związanej z ww. zagadnieniami. Co więcej, wysuwają brak precyzyjnego zdefiniowania przez francuską judykaturę, czym właściwie jest sama nienawiść. Wskazują także, że są to kwestie o tyle zawiłe, że postępowania rozstrzygające przed francuskimi sądami ciągną się latami i nierzadko wymagają ekspertyz – jak w takim razie „moderator” prywatnej firmy może dokonać precyzyjnej oceny danej wypowiedzi w kontekście wykładni francuskiego prawa w ciągu 24 godzin? Będzie to tym bardziej niemożliwe do wykonania zważywszy na ewentualną ilość skarg. Jak też działanie prewencyjne, do którego także skłania ustawa zalecając używanie algorytmów, może okazać się skuteczne, skoro algorytm nie zawsze jest w stanie wyłapać kompleksowości danej wypowiedzi? Przekonali się o tym ostatnio francuscy działacze LGBT, których społecznościowe konta zostały automatyczne zablokowane ze względu na wykorzystywanie słów typu „pedał”. I choć wprawdzie „ustawa Avia” przewiduje możliwość sądowego odwołania, trudno jednak nazwać sprawiedliwością przywrócenie danego wpisu dopiero po kilku latach sądowej batalii...

Przy okazji debaty sama poseł sprawozdawczyni nie uniknęła krytyki względem swej osoby. Dziennik Le Canard enchaîné donosił w 2017 r., że pogryzła ona kierowcę taksówki, który nie chciał przyjąć od niej płatności kartą kredytową, zaś portal Mediapart w maju br. opublikował relacje jej pięciu byłych asystentów, oskarżających ją o mobbing, w tym wypowiedzi o charakterze rasistowskim i homofobicznym. Są to wprawdzie argumenty ad hominem, ale jest jak najbardziej możliwe, że Francja i jej elity polityczne rzeczywiście borykają się ze zjawiskiem rozpowszechnionej nienawiści, o czym świadczą częste i zuchwałe ataki na służby porządkowe w ostatnich tygodniach. Zachodzą jednak dwa podstawowe pytania: po pierwsze czy internet jest głównym źródłem nienawiści we Francji? Po drugie, czy wątpliwe konstytucyjnie sankcjonowanie majestatem prawa prywatnych komitetów cenzorskich – co do których są już obecnie poważne zastrzeżenia – nie stanie się de facto narzędziem powszechnej eliminacji niewygodnych prawd i kłopotliwej krytyki. Na to drugie pytanie odpowie do początku lipca francuski Trybunał konstytucyjny.

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także