Konstytucyjna pokazucha. Putin zatrzasnął za sobą drzwi

Konstytucyjna pokazucha. Putin zatrzasnął za sobą drzwi

Dodano: 
Prezydent Rosji Władimir Putin
Prezydent Rosji Władimir PutinŹródło:PAP/EPA / Alexei Danichev
Grzegorz Kuczyński | Zmieniając ustawę zasadniczą, na dodatek łamiąc prawo i fałszując wolę obywateli, Władimir Putin przekroczył ostatnią granicę dzielącą państwo z przynajmniej resztkami demokracji i trójpodziału władzy w satrapię podobną choćby do tych środkowoazjatyckich. Z tej drogi odwrotu już nie ma. Ale Putin musiał to zrobić, jeśli chce dalej rządzić. Nie przez parę najbliższych lat, ale właściwie do końca życia.

"To pusty rytuał polityczny, który czyni Rosjan współodpowiedzialnymi za putinizm” - napisał „Financial Times” o głosowaniu nad zmianami w konstytucji. Pusty rytuał? Zgoda. Rzeczywiście, to głosowanie w ogóle nie było potrzebne, by zmiany w ustawie zasadniczej weszły w życie. Symboliczne jest, że już dwa tygodnie przed początkiem głosowania księgarnie w Moskwie zaczęły sprzedawać nowe wydanie konstytucji – z poprawkami. Czy to głosowanie i jego wynik czyni Rosjan współodpowiedzialnymi za putinizm, jak pisze „FT”? Kreml oczywiście chciałby, by tak było. I żeby Zachód tak to odbierał. Tyle, że nie ma wątpliwości, że gdyby poprawki do konstytucji poddano osądowi Rosjan w uczciwy i zgodny z prawem sposób, wyniki byłyby dla Putina po prostu niekorzystne. Dla porządku, należy je rzecz jasna przypomnieć. Zgodnie z oficjalnymi danymi, w głosowaniu poprawki poparło 77,92 proc. głosujących, przy frekwencji 67,97 proc. Niewiele to odbiega od liczb, jakie Kreml rozsyłał do regionów, żądając wykonania planu.. Głosowanie odbyło się 1 lipca (a właściwie zakończyło – bo przedterminowo można było głosować już od 25 czerwca), 3 lipca Putin podpisał zaś dekret, na mocy którego zmiany w ustawie zasadniczej weszły w życie 4 lipca.

Fałszerstwa, kłamstwa i represje

Do rangi najlepszego specjalisty od diagnozowania skali fałszerstw wyborczych w Rosji urósł fizyk Siergiej Szpilkin, który mając do dyspozycji nawet tylko oficjalne dane, używając matematyki, potrafi określić fałszerstwa. Podczas wyborów prezydenckich w 2018 roku Szpilkin widząc, że dane z wielu komisji wyborczych na temat frekwencji kończą się na 0 lub 5, zasugerował, opierają się na własnej analizie, że niemal 10 mln głosów zostało sfałszowanych. Teraz twierdzi, że ta liczba wynosi aż 22,4 mln, czyli mniej więcej co trzeci głos. Nie jest to wcale zaskakujące. Wszak w głosowaniu przedterminowym, w tym elektronicznym, wzięło udział aż 4/5 głosujących, wielokrotnie – w porównaniu z wyborami w ubiegłych latach – wzrosła też liczba osób zarejestrowanych jako głosujące w domu. To wszystko było poza kontrolą. Głosowano nawet na parkingach, stacjach kolejowych i lotniskach. Pewna Rosjanka mieszkająca w Izraelu informowała, że mogła zagłosować trzy razy: w Tel Awiwie, w Hajfie i online. W jednej z moskiewskich komisji wyborczych pewnemu mężczyźnie powiedziano, że on i dwoje jego dzieci już oddali swe głosy. Kiedy ci oburzeni oświadczyli, że nic podobnego, szef komisji odpowiedział: „Udowodnijcie to!”.

Rzecznik prezydenta Dmitrij Pieskow nazwał głosowanie „triumfalnym referendum ws. zaufania do Putina”. Ale na Kremlu zdają sobie sprawę, że pakt społeczny zawarty przez Putina z Rosjanami na początku lat 2000., a wystawiony na ciężką próbę zimą 2011/2012, jest już nieważny. Od tej pory Putin będzie mógł się utrzymywać u władzy tylko dzięki sile, represjom, manipulacji i fałszerstwom. Problem dostrzegają nawet eksperci pracujący dla reżimu. Konstantin Kałaczew, polityczny analityk współpracujący z rządzącą partią Jedna Rosja zwraca uwagę na nadzwyczaj wysokie wskaźniki polaryzacji w społeczeństwie rosyjskim i przewiduje duży społeczny wybuch w ciągu paru lat. Nawet rządowy de facto ośrodek WCIoM, którego sondaże zwykle odbiegają od badań niezależnych centrów, przyznaje, że 71 proc. Rosjan w wieku 18-24 lata nie spogląda w przyszłość z optymizmem i nastawia się na nadejście ciężkich czasów. Oczywiście to wcale nie oznacza, że za chwilę Rosjanie wyjdą masowo na ulice. Nie chodzi tylko o rządowe represje czy obawy przed koronawirusem. Należy też pamiętać o braku popularnych liderów protestu i wewnętrznym rozbiciu opozycji (efekt konsekwentnej strategii władz i służb specjalnych dyskredytujących, marginalizujących, a nawet mordujących aktywistów). Jeśli to głosowanie było tak naprawdę oznaką słabości władzy (głosowanie przedterminowe, online, poza kontrolą), to pokazało ono również słabość opozycji. Na tle determinacji władz widoczny był brak spójnej strategii opozycji demokratycznej: podczas gdy część środowisk nawoływała do bojkotu, inne namawiały do udziału i opowiedzenia się przeciw. Aleksiej Nawalny, który wcześniej uważał, że udział w głosowaniach brać trzeba, tym razem wezwał zwolenników do bojkotu. Reżimowi udało się zresztą przez te wszystkie lata całkowicie skompromitować pojęcia „liberalizm” czy „demokracja”. Inny skutek propagandy: większość Rosjan uważa, że wszyscy politycy kłamią i kradną, z tym, że ci opozycji „na polecenie ich zagranicznych mocodawców”.

Słabość „demokratycznej” opozycji nie oznacza, że nie dojdzie w końcu do silnych protestów. Tym razem jednak władza obawia się zagrożenia z innej strony: nacjonalistycznej, radykalnej. Nie przypadkiem te środowiska, wykorzystywane przez Kreml choćby jeszcze w czasie gorącej fazy wojny z Ukrainą, są od pewnego czasu pod czujnym okiem służb, a nawet represjonowane. To właśnie te środowiska, być może we współpracy z jakąś częścią obecnych elit rządzących, mogą w przyszłości stanąć na czele społecznej fali niezadowolenia i protestu. Takie zwycięstwo – jak to przy okazji głosowania - nie zapewnia wcale silnej legitymacji nowej konstytucji, a raczej podaje w wątpliwość obecny porządek. Mogą w niego wątpić nie tylko miliony zwykłych obywateli, ale i przedstawiciele elity rosyjskiej. I to ostatnie właśnie może okazać się dla Putina niebezpieczne. Stąd już silny sygnał, jakim jest aresztowanie gubernatora Kraju Chabarowskiego. Czy też polowanie na szpiegów w otoczeniu Dmitrija Rogozina, szefa Roskosmosu, wpływowego polityka o nacjonalistycznych poglądach. Mający znacznie rozszerzone uprawnienia prezydenckie Putin postanowił zdyscyplinować polityczną rządzącą klasę. Co zresztą potwierdza, że rola struktur siłowych będzie tylko rosła.

Grzegorz Kuczyński ukończył historię na Uniwersytecie w Białymstoku i specjalistyczne studia wschodnie na Uniwersytecie Warszawskim. Ekspert ds. wschodnich, przez wiele lat pracował jako dziennikarz i analityk. Jest autorem wielu książek (m.in. "Jak zabijają Rosjanie: ofiary rosyjskich służb od Trockiego do Litwinienki") i publikacji dotyczących kuluarów rosyjskiej polityki.

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także