Jaki tam ze mnie dyktator? – pytał retorycznie w roku 2005. Już wtedy miał na koncie sfałszowane wyniki referendów konstytucyjnych, dzięki którym przestał obowiązywać go limit kadencji prezydenckich. Już wówczas łamał też prawa obywatelskie i tłamsił niedojrzałą, delikatną demokrację. Jednak jeszcze w 2005 r. Łukaszenkę można było wciąż nazywać przywódcą Białorusinów. Niemal połowa narodu naprawdę go popierała. Ludzie pamiętali bowiem, że zanim 20 lipca 1994 r. 39-letni parlamentarzysta wygrał drugą turę wyborów prezydenckich – zdobywając ponad 80 proc. głosów – w kraju panowała gigantyczna hiperinflacja, a w sklepach brakowało podstawowych produktów.
Czytaj też:
Szczerski odpowiada na słowa Łukaszenki: Polska nie miała i nie ma zamiaru naruszać integralności terytorialnej Białorusi
Czytaj też:
Jak Polska powinna działać ws. Białorusi? Wyniki sondażu nie zostawiają wątpliwości
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.