Najpierw krótki kadr ze zbliżeniem na jednostki Stanów Zjednoczonych, największego wroga komunistycznego reżimu. A zaraz potem migawki z północnokoreańskich wojsk rakietowych. Zdjęciom towarzyszy coraz bardziej egzaltowany głos narratorki, która z radością ogłasza, że komunistyczny reżim Kim Dzong Una obróci w pył Stany Zjednoczone, jeśli te odważą się kiedykolwiek zaatakować Koreę Północną. Najnowszy propagandowy spot Korei Północnej kończy się zniszczeniem amerykańskiego lotniskowca oraz bombowca B-1 Lancer. I chociaż propagandowa produkcja wygląda tak przaśnie, że niemal komicznie, to nikomu już nie jest do śmiechu. Agencja prasowa KCNA przyznała bowiem na początku marca, że północnokoreańskie wojska przećwiczyły już ataki na położone w Japonii bazy wojskowe „imperialistycznego agresora”. W ten sposób wytłumaczono incydent, podczas którego Koreańczycy z Północy wystrzelili cztery pociski, które wylądowały na obszarze wyłącznej strefy ekonomicznej Japonii.
A to niejedyny powód do niepokoju. W połowie marca zachwycony Kim Dzong Un osobiście chwalił się „historycznym przełomem”. Pod czujnym okiem tyrana przeprowadzono wówczas udany test silnika rakietowego o dużej mocy. Teoretycznie Korea Północna potrzebuje tej technologii do wynoszenia na orbitę satelitów meteorologicznych. Amerykańscy eksperci obawiają się jednak, że nowoczesne silniki zostaną zamontowane w rakietach balistycznych, które mogą uderzyć w cele na Hawajach lub na Alasce. Półwysep Koreański znów stanął więc na krawędzi wojny nuklearnej.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.