Oficjalnie rosyjscy żołnierze mają pomóc władzom Nikaragui w zdobyciu odpowiedniego doświadczenia, zapewnieniu „porządku publicznego” i pomocy humanitarnej, a także w walce z narkobiznesem. Szczególnie ten ostatni punkt może jednak budzić uśmiech, zważywszy na to, że reżim Daniela Ortegi słynie z korupcji i wyciskania miliardowych zysków z działalności przestępczej. Umowa między Nikaraguą a Rosją doskonale służy interesom obu państw. Ortega może się w ten sposób „odgryźć” USA za kolejne sankcje i pokazać się w regionie jako przywódca, który skutecznie sprzeciwia się „jankeskiemu imperializmowi”. Kreml z kolei zyskuje doskonałą okazję, by choć trochę zrewanżować się USA za wsparcie Ukrainy i wejść militarnie na obszar, który uważany jest przez Waszyngton za swój „ogródek”. „Poszczególne państwa podejmują własne suwerenne decyzje, ale pomysł, że Rosja będzie dobrym partnerem, jeżeli chodzi o porządek publiczny i pomoc humanitarną, nie brzmi zbyt szczerze” – powiedział sekretarz stanu USA Anthony Blinken. Mocniej wypowiedział się w tej sprawie Brian Nichols, kierujący w Departamencie Stanu relacjami z państwami zachodniej półkuli.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.