Dla wielu chaos jest wszechogarniający i wszechparaliżujący. Nawet zatwardziali konserwatyści określają administrację Trumpa jako „Mickey Mouse operation”, czyli całkowitą amatorszczyznę. Zamieszanie w Białym Domu można jednak traktować jako Schumpeterowską twórczą destrukcję – zgodnie z teorią Schumpetera najpierw trzeba zniszczyć, aby móc w tym miejscu budować. Na anarchię w Białym Domu można też patrzeć przez pryzmat nietzscheański – w tym przypadku na koniec Trump z triumfem wykrzyknie: „To, co mnie nie zabije, to mnie wzmocni”. Trop darwiński zapowiada z kolei, że wyłoni się najsilniejsza i najlepiej dostosowana opcja, która będzie dominować. Niewykluczone zresztą, że już się wyłoniła i że są to wojskowi. A ponieważ walka o władzę nigdy się nie kończy, warto przyjrzeć się wszystkim ubiegającym się o prymat w Białym Domu.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.