W sobotę Izraelczycy ponownie wyszli na ulice miast w sprzeciwie wobec planów radykalnej reformy rządu Benjamin Netanjahu, który zamierza ograniczyć uprawnienia sądu najwyższego. Manifestacje trwają od 10 tygodni. W ocenie organizatorów, sobotnie manifestacje zgromadziły pół miliona osób.
Masowe protesty w Izraelu
W większości protesty przebiegły w sposób pokojowy. Generalny inspektor policji Yaacov Shabtai wygłosił w mediach oświadczenie, w którym wycofał się z planów zmiany stanowiska szefa policji w Tel Awiwie. Pojawiły się liczne obawy, że ewentualny nowy szef będzie tłumił protesty przy użyciu przemocy wobec obywateli.
Organizatorzy protestów przekazali, że według ich szacunków w sobotę na ulicach izraelskich miast było pół miliona osób. "Times of Israel" pisze z kolei, że na pewno było ich minimum 300 tysięcy, z czego 200 tysięcy w samym Tel Awiwie.
"Jestem tutaj, aby zaprotestować przeciwko reformie prawa i zaprotestować przeciwko naszemu premierowi, którego nazywamy ministrem ds. przestępczości" – powiedział na demonstracji Miri Lahat, którego cytuje gazeta.
Radyklana reforma sądownictwa
Reforma systemu sądownictwa została zgłoszona w styczniu przez gabinet koalicyjny premiera Benjamina Netanjahu. Projekt przewiduje m.in. zwiększenie kontroli rządu nad procesem wyborów sędziów Sądu Najwyższego, a także możliwość uchylania orzeczeń SN większością 61 głosów w 120-osobowym Knesecie.
Premier Benjamin Netanjahu usiłuje uzasadniać działania rządu chęcią osiągnięcia „równowagi pomiędzy organami władzy”. Jak jednak informuje "Times of Israel", w praktyce reforma da rządowi kompetencje do pełnej kontroli nad powoływaniem sędziów i zakaże działającemu jako sąd najwyższy Wysokiemu Trybunałowi Sprawiedliwości przeglądu ustaw konstytucyjnych, co ma doprowadzić do scentralizowania władzy w rękach rządu.
"Rewolucja prowadząca do dyktatury"
Także amerykańska agencja Reutersa cytuje szereg wypowiedzi uczestników demonstracji.
"To nie jest reforma sądownictwa. To rewolucja, która prowadzi Izrael do pełnej dyktatury i chcę, aby Izrael pozostał demokracją dla moich dzieci" – powiedział Tamir Guytsabri, uczestnik manifestacji w Tel Awiwie.
Przeciwnicy nowelizacji prawa o sądach argumentują, że ustanowienie forsowanych przez władzę przepisów w ogromnym stopniu osłabi niezawisłość i niezależność sędziów. Zwracają w tym kontekście uwagę, że Izrael nie ma konstytucji, a parlament składa się wyłącznie z jednej izby, kontrolowanej przez koalicję rządową.
Prezydent Izaak Herzog ostrzegł, że kraj stanął na krawędzi "konstytucyjnego i społecznego kryzysu". Zaznaczył, że próbuje rozmawiać z rządem, by wypracować kompromis w sprawie zmian w sądownictwie.
Czytaj też:
Syria: Izrael ostrzelał cele w Damaszku. Są ranni i zabici