Według portalu Daily NK, obywateli obserwują zarówno członkowie straży obywatelskiej, jak i funkcjonariusze służb bezpieczeństwa oraz innych instytucji państwowych – nawet jeśli chodzi o krótkie wyjście z domu. To kolejne niepokojące informacje, jakie docierają do nas z Korei Północnej.
– Wyjście na kilka godzin oznacza ciągłe bycie pod okiem lokalnej jednostki straży obywatelskiej i służb państwowych. Mieszkańcy muszą zgłaszać swoje plany. Praktycznie pozbawieni są przestrzeni do normalnego funkcjonowania – przekazał anonimowy informator.
Wielki system donosicielstwa
W całym systemie istotną rolę odgrywają straże sąsiedzkie – obowiązkowe struktury obejmujące od kilku do kilkudziesięciu gospodarstw. Formalnie mają dbać o bezpieczeństwo, lecz w rzeczywistości wspomagają aparat państwowy w inwigilowaniu obywateli. Liderzy tych organizacji odwiedzają domy mieszkańców, spisują informacje o planowanych wyjściach i godzinach powrotu, a następnie sprawdzają, czy dana osoba rzeczywiście wróciła o wskazanej porze. W razie nieobecności zawiadamiane są odpowiednie służby.
Doświadczyła tego 50-letnia kobieta mieszkająca około 30 km od Pjongjangu. Jak czytamy, nie zgłosiła ona swojego wyjścia i przewidywanego powrotu. W efekcie tej "niesubordynacji" została zmuszona do złożenia zeznań i publicznej samokrytyki. Dodatkowo otrzymała zakaz handlu, z którego się utrzymywała.
Niedawne raporty Human Rights Watch i Amnesty International potwierdzają, że system został tak zaprojektowany, by zmuszać obywateli do donoszenia na innych. Zaniedbanie tego obowiązku traktowane jest jako "brak czujności rewolucyjnej" i może skutkować utratą pracy, mieszkania, a w skrajnych przypadkach także zesłaniem do obozu.
Czytaj też:
Kim Dzong Un zapowiada: Korea zawsze będzie stała ramię w ramię z bratnią RosjąCzytaj też:
Szczyt w Chinach. Putin wysłał Europie sygnał ostrzegawczy
Inwestuj w wolność słowa.
Akcje Do Rzeczy + roczna subskrypcja gratis.
Szczegóły:
platforma.dminc.pl
