Partia wojny trzyma się mocno
  • Maciej PieczyńskiAutor:Maciej Pieczyński

Partia wojny trzyma się mocno

Dodano: 
Władimir Putin i dowódca Rosgwardii gen. Wiktor Zołotow
Władimir Putin i dowódca Rosgwardii gen. Wiktor Zołotow Źródło: PAP/EPA / ALEXEI DRUZHININ / SPUTNIK / KREMLIN POOL
Z jednej strony, Rosjanie są coraz bardziej zmęczeni przedłużającą się „specoperacją”. Z drugiej strony, na Kremlu wciąż dominuje głos „partii wojny”. Za pokojem opowiada się milcząca mniejszość rządzących elit.

Władimir Putin od 24 lutego 2022 r. konsekwentnie dąży do eskalacji i odrzuca propozycje kompromisu. Dlatego tzw. partia wojny jest dziś de facto nieformalną partią władzy. Chociaż oczywiście można w niej dostrzec mniej lub bardziej radykalne głosy. Jeszcze przed inwazją Putin mógł lawirować między „jastrzębiami” a „gołębiami”. Podejmując decyzję o „specjalnej operacji wojskowej”, musiał złamać (i tak wątły) opór tych drugich i oprzeć się jednoznacznie na tych pierwszych. Partia wojny stała się nieformalną partią prezydencką, ale z pewnymi drobnymi zastrzeżeniami. O ile po aneksji Krymu, a przed inwazją radykalni zwolennicy eskalacji domagali się inwazji właśnie, o tyle po rozpoczęciu „specoperacji” deklarowali pełne dla niej poparcie, ale też nieśmiało apelowali o zwiększenie presji militarnej na Ukrainę, chociażby przez częstsze ostrzały infrastruktury krytycznej.

„Święta wojna”

Bez wątpienia jednym z bardziej medialnych „jastrzębi” był Jewgienij Prigożyn. Mieszał on z błotem ówczesnych szefa sztabu i ministra obrony właśnie za nieudolność w prowadzeniu wojny. Przed puczem szef wagnerowców cieszył się poparciem, a nawet kultem ze strony środowiska skupionego wokół prawosławno-imperialnej telewizji Tsargrad. To jedna z najważniejszych frakcji partii wojny. Na jej czele stoi słynny i bardzo wpływowy oligarcha Konstantin Małofiejew. Jest konsekwentnym piewcą eskalacji. Małofiejew zasadnie uważany jest za „sponsora prorosyjskiego separatyzmu”. Wspierał finansowo donbaskich separatystów. Od tamtego czasu konsekwentnie domagał się podboju całej Ukrainy. Po rozpoczęciu inwazji zarówno on, jak i występujący na antenie jego telewizji eksperci i komentatorzy głosili potrzebę eskalacji konfliktu. Małofiejew należy do ścisłego grona tych, którzy namawiają Putina do ostatecznego zniszczenia państwa ukraińskiego. Zdaniem Małofiejewa „specoperacja” jest „świętą wojną”, którą Rosja prowadzi z Zachodem w imię wartości moralnych. Biznesmen uważa również, że słowa „Ukraina”, „Ukraińcy” czy „ukraińskość” powinny zniknąć z rosyjskiego słownika. Ze środowiskiem Tsargradu związany jest również o wiele bardziej niż Małofiejew rozpoznawalny na Zachodzie Aleksandr Dugin. Po aneksji Krymu krytykował rezygnację z marszu na Kijów.

Za swoje słowa o tym, że Ukraińców należy „zabijać, zabijać i jeszcze raz zabijać”, stracił nawet posadę na uczelni. Wrócił do łask, gdy Putin wsłuchał się w namowy „partii wojny”. Geopolityk nazywa Zachód „diabłem”, z którym Rosja nie ma o czym rozmawiać. Nieprzypadkowo jego autorski program na antenie Radia Sputnik nazywa się „Eskalacja Aleksandra Dugina”.

Dla przedstawicieli „partii wojny” charakterystyczne jest zresztą, że oś konfliktu dostrzegają nie między Rosją a Ukrainą, tylko między Rosją a Zachodem. Podmiotowości Kijowa bowiem nie uznają w żadnym wypadku. Zachód jest dla nich wrogiem śmiertelnym – albo jako przeżarta kapitalizmem i indywidualizmem „cywilizacja morza” (według Dugina), albo jako siedlisko lewicowych antywartości (według Małofiejewa), względnie – jako świat antyislamski.

Artykuł został opublikowany w 46/2025 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Księgarnia Do RzeczyKsiążki Macieja Pieczyńskiego
można kupić w Księgarni Do RzeczyZapraszamy
Czytaj także